czwartek, 30 maja 2013

Czai się coś. Antyklerykał we mnie siedzi.





Wisi w powietrzu. Nadchodzi, najpierw powoli, potem coraz śmielej. Najpierw delikatnie i nieśmiało, drobne sygnały, których niewprawne oko nie dostrzega, a potem wręcz bezczelnie. Dynamicznie, odważnie. Nie, nie burza! Cholerny bałagan!

Dam sobie głowę uciąć, że jeszcze w niedzielę go nie było. A dziś co? Czwartek i on od rana tak się rozlazł, że nie było już innej możliwości – Matka Durska mimo święta sprzątała. Bezbożnica jedna, heretyczka paskudna. Okna otwarte, a ta odkurzaczem jeździ. Nawet na korytarzu ogarnęła. I narzutkę wytrzepała. Dwa prania zrobiła i bezwstydnie powiesiła na tarasie. A żeby tak lunęło. Nie zważając na nabożne śpiewy płynące z okolicy, jęła ustawiać Godzille do pionu. Odkrywszy bowiem skarpetę w roli zakładki do książki, uległa trafieniu przez szlag. I święty dzień diabli wzięli. Trzeba było posprzątać, by przejść. Bez procesji wprawdzie i nabożeństwa – przejść do kuchni. Poruszać się po prostu. Czasami trzeba. Raz na tydzień albo częściej. Mistycyzm powtarzalnych czynności staje się matki bogiem. Ze szmatą w dłoni oddaje się rytuałom, kapłanka domowej czystości.

No to sobie teraz matka pofolgowała. Ale musiała – bo jak się sama nie doceni, to nikt nie doceni. Jutro i tak znowu będzie bałagan. A teraz posiedzę na piedestale własnej próżności i podyndam nogami. Czysto, jest czysto…

A święto świętem – matka włączyła wieczorem TVN w celu wysłuchania relacji z przebiegów. I też ją szlagiem trafiło – biskupi rodem ze średniowiecza, co jeden to światlejszy. To jest jednak przerażające. Wręcz wbrew naturze – to co mówią jest wbrew naturze – naturze normalnego, współczesnego człowieka. Dlatego wolę sprzątać w swojej własnej domowej świątyni. Durska domestic goddess idzie na procesję do lodówki, bo czas na lody!


PS. Powyższe poglądy są antyklerykalne, wiara sobie, ludzie sobie, matka widzi różnicę, tradycję szanuje, pozostanie przy swoim, nikomu nie wadząc.
A tak w ogóle – z obserwacji matki (jak trzepała, widziała) – tłumów nie było, za to bardzo liczna pielgrzymka szła do okolicznego lasu – na rowerach, nie wystrojeni. Ale róbcie tak dalej klerycy, róbcie – las wytrzyma tłumy, spokojnie. 

7 komentarzy:

  1. Jak to mówią: high five! Ja też nic dzisiaj innego nie robię, tylko sprzątam... Bo kiedy indziej? A i klechy wypowiadające się TVNnie sprawiły, że mnie taki szlag trafił, jaki jeszcze nigdy dotąd podczas wiadomości.

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie... państwo wyznaniowe, cholera jasna.. ciemnogród potworny, ja się tak zastanawiam, czy oni naprawdę wierzą w to, co mówią... bo to jest niewiarygodne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też sprzątałam. Mus był. Lodówka spłynęła łzami... że niby syf w środku ;) Znaczy, cholera (!) ciekło pod sprzętem, kałuża od paru dni systematycznie wyłaziła mimo traktowania jej ścierą. Dlatego odpicowałam ustrojstwo :) No i... tak, tak teraz się modlę(tak, tak matce Lucyfera się zdarza, jak coś się psuje), żeby działała. A potem heretycko sprzątnęłam w łazience i kuchni. I pranie także wstawiłam....

    I zamiast spać napawam się czystością, bo to stan ulotny :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewa.. bardzo ulotny.. minął dzień.. jeden dzień i w zasadzie cały dzien poza domem, a teraz chlew jak był tak jest... ja już wymiekam z tymi trzeba gadami... bo stary nie lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie tak samo... wstaję rano, a tu w zlewie naczynia. Chłop zostawił, a jakże, przecież same się zmyją... Wrrr gryzę, jestem na niego wściekła. Samą mnie zostawił z chorym dzieckiem :///

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak ja napiszę, że mój wstaje wcześniej i przed wyjściem naczynia zmywa i jeszcze kawę mi robi to zostanę zbesztana? Bo ja jeszcze na niego narzekam czasami...

      Usuń
    2. Nikt Cię besztać nie będzie. To chłopa się beszta (i na niego narzeka). Zawsze się na nich jakiegoś haka znajdzie ;)))

      Usuń