piątek, 5 kwietnia 2013

Nie pasuje





Czas letni do sytuacji za oknem nie pasuje mi ni w ząb. Wręcz rozbija mnie to wewnętrznie, bo niby wieczór zimowy, a jasno. To powoduje niebezpieczne rozdwojenie jaźni, może się źle skończyć. Bo niby o tej porze na wiosnę, to się ze spaceru wraca. A zimą to się człowiek pod koc pakuje z książką. A jak widno, to głupio tak pod tym kocem.
Wyraźnie widać też już zmiany w psychice u Godzilli, nie wiem czy w kierunku schizofrenii pogodowej czy następuje inny proces chorobowy. W każdym razie, wrasta poziom agresji. Dochodzi do rękoczynów. No dobrze, tłuką się od rana. Bez wyraźnej przyczyny. Najchętniej człowiek by też wziął i nieco przytłukł tu i ówdzie, bo z powodu pisków i wrzasków towarzyszących tłuczeniu, pogłębia się jego własna choroba psychiczna. Ale trzeba się pohamować, bo nie wypada. No w każdym razie gołymi rękami nie wypada. Matka wzięła poduszki i przytrzasnęła nimi Godzille. Ale nie pomogło. Uznały, że to dobry pomysł i zrobiły bitwę. Potem zaczęły się okładać mopem (no spokojnie, takim do zabawy, mojego bym im nie dała wziąć, muszę mieć coś swojego w tym domu przecież). I siedzi matka zrezygnowana i klepie w klawiaturę, a za moimi plecami rozgrywa się dramat. Ojciec zamknął się w łazience. Wybrał emigrację wewnętrzną. Prawdopodobnie tworzy sonety, ale nie będę wnikać, co dokładnie robi na emigracji. Sama też rozważam ucieczkę w głąb siebie i jak tylko zwolni się pomieszczenie, zamknę się z zamiarem kąpieli. Choć mogą walić w drzwi, więc nie będzie mi zbyt miło. A teraz mopem wycierają sobie zęby. Urocze. Ale może to akurat nie takie głupie, bo rodzice otrzymali dziś raport ze stanu uzębienia starszej Godzili. I jest źle. Niby dziur nie ma, ale tyły niedomyte. Zgryz krzywy. Źli z nas rodzice. Ale nie ma co się dziwić, rodzice cierpią na poważne psychiczne schorzenia i prowadzą wewnętrzne ucieczki, to nie ma komu zaglądać do Godzillej paszczy. Dobrze, że tego zabawkowego mopa kupiliśmy. Jakoś sobie chłopak musi poradzić. Wygląda na to, że mam słowotok. Przeszkadza Wam to? Stawiam znaki przestankowe, to jakoś dacie rade przeczytać. Prawda? O teraz biją się o tron z ojcem. We dwóch atakują i tym mopem okładają. W takich warunkach, to nawet ojciec nie poemigruje, nie ma co. Może antydepresanty? Czym się leczy rozdwojenie jaźni?

7 komentarzy:

  1. Niby tak nie wesoło, a jakoś chichrać się nie przestaję :):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym chciała poczytać sonety co je ojciec napisze! I z tą pogodą to racja, świruje się, też chciałam o tym napisać, ale nikt już nie zrobi tego lepiej niż Matka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz co.. uwierz, nie chciałabyś poezji takiej, no serio :))) dzięki!

      Usuń
    2. dajcież poezje, no dajcież no!

      Usuń
  3. Bitwa, tfu, wojna o tron - sezon kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Antydepresant to ten Twój blog, ale nie wiem, czy długo tak można...spróbuję wytrzymać bez słońca do ... powiedzmy 15.04 max, a Ty ratuj, proszę dzielnie;)

    OdpowiedzUsuń