Czas letni do sytuacji za oknem nie pasuje mi ni w ząb. Wręcz
rozbija mnie to wewnętrznie, bo niby wieczór zimowy, a jasno. To powoduje
niebezpieczne rozdwojenie jaźni, może się źle skończyć. Bo niby o tej porze na
wiosnę, to się ze spaceru wraca. A zimą to się człowiek pod koc pakuje z
książką. A jak widno, to głupio tak pod tym kocem.
Wyraźnie widać też już zmiany w psychice u Godzilli, nie
wiem czy w kierunku schizofrenii pogodowej czy następuje inny proces chorobowy.
W każdym razie, wrasta poziom agresji. Dochodzi do rękoczynów. No dobrze, tłuką
się od rana. Bez wyraźnej przyczyny. Najchętniej człowiek by też wziął i nieco
przytłukł tu i ówdzie, bo z powodu pisków i wrzasków towarzyszących tłuczeniu,
pogłębia się jego własna choroba psychiczna. Ale trzeba się pohamować, bo nie
wypada. No w każdym razie gołymi rękami nie wypada. Matka wzięła poduszki i
przytrzasnęła nimi Godzille. Ale nie pomogło. Uznały, że to dobry pomysł i
zrobiły bitwę. Potem zaczęły się okładać mopem (no spokojnie, takim do zabawy,
mojego bym im nie dała wziąć, muszę mieć coś swojego w tym domu przecież). I
siedzi matka zrezygnowana i klepie w klawiaturę, a za moimi plecami rozgrywa się
dramat. Ojciec zamknął się w łazience. Wybrał emigrację wewnętrzną.
Prawdopodobnie tworzy sonety, ale nie będę wnikać, co dokładnie robi na
emigracji. Sama też rozważam ucieczkę w głąb siebie i jak tylko zwolni się pomieszczenie,
zamknę się z zamiarem kąpieli. Choć mogą walić w drzwi, więc nie będzie mi zbyt
miło. A teraz mopem wycierają sobie zęby. Urocze. Ale może to akurat nie takie
głupie, bo rodzice otrzymali dziś raport ze stanu uzębienia starszej Godzili. I
jest źle. Niby dziur nie ma, ale tyły niedomyte. Zgryz krzywy. Źli z nas
rodzice. Ale nie ma co się dziwić, rodzice cierpią na poważne psychiczne
schorzenia i prowadzą wewnętrzne ucieczki, to nie ma komu zaglądać do Godzillej
paszczy. Dobrze, że tego zabawkowego mopa kupiliśmy. Jakoś sobie chłopak musi
poradzić. Wygląda na to, że mam słowotok. Przeszkadza Wam to? Stawiam znaki
przestankowe, to jakoś dacie rade przeczytać. Prawda? O teraz biją się o tron z
ojcem. We dwóch atakują i tym mopem okładają. W takich warunkach, to nawet
ojciec nie poemigruje, nie ma co. Może antydepresanty? Czym się leczy
rozdwojenie jaźni?
Niby tak nie wesoło, a jakoś chichrać się nie przestaję :):):)
OdpowiedzUsuńja bym chciała poczytać sonety co je ojciec napisze! I z tą pogodą to racja, świruje się, też chciałam o tym napisać, ale nikt już nie zrobi tego lepiej niż Matka.
OdpowiedzUsuńwiesz co.. uwierz, nie chciałabyś poezji takiej, no serio :))) dzięki!
Usuńdajcież poezje, no dajcież no!
UsuńBitwa, tfu, wojna o tron - sezon kolejny ;)
OdpowiedzUsuńAntydepresant to ten Twój blog, ale nie wiem, czy długo tak można...spróbuję wytrzymać bez słońca do ... powiedzmy 15.04 max, a Ty ratuj, proszę dzielnie;)
OdpowiedzUsuńjesu.. dziś dopiero 6...
Usuń