piątek, 7 marca 2014

Poranna porcja metafizyki utonęła w kaszy




- Ja chcę być z powrotem w mamy brzuszku – oznajmił Godzilla młodszy tuż po przebudzeniu. Łypnęliśmy na siebie z ojcem porozumiewawczo. Tematu wszak lepiej było nie kontynuować z uwagi na absurdalność żądania, a tu jeszcze czas naglił, grubo po 7. się zrobiło, kaszę trzeba było wtłoczyć, ubrać, zęby przeczyścić. Godzilla jednak nie ustąpił:
- Ja chcę teraz być w mamy brzuszku!
- Teraz idziemy do przedszkola, Starszy do szkoły i my do pracy.
- Nie – ja chcę do mamy brzuszka, nie idę do przedszkola i nie będę jeść kaszy.
- Ale już nie możesz być w mamy brzuszku, to tylko raz się jest i na tym koniec. Raz na całe życie.
- A tata ty byłeś w brzuszku?
- Byłem, w babci. Każdy był u swojej mamy.
- A dziadek od babci H. był w brzuszku?
- Był.
- A zmieścił się? A w czyim był?
- Zmieścił się, bo był mniejszy, w brzuszku swojej mamy, prababci Marysi, której już nie ma.
- A gdzie jest?
- No powiedzmy, że jest już aniołkiem w niebie.
- W niebie?
- Tak – Durski próbował uciąć dyskusję półsłówkami, wtykając Godzilli kaszę w paszczę, a w swoją wpychał resztki kanapki. Naiwny, jak temat zboczył na inny wymiar, to już nie tak łatwo uciąć.
- A jak ona tam doleciała? – Godzilla wypluł kaszę, by zadać pytanie. Nie mówi się przecież z pełną gębą.
- Stary, widzisz, nie trzeba było w to metafizyki mieszać, teraz trzeba sprzątnąć – nie omieszkałam wtrącić jednak, zjadliwie.
- Cholera jasna, synu... no doleciała jakoś – Durski prawie udławił się śniadaniem.
- Ale jak?
- No nie wiem, ale jedz kaszę wreszcie i ubieramy się do przedszkola! – nastąpiła spodziewana irytacja Ojca.
- Nie, ja chcę do brzuszka mamy… Mama ma taki kluczyk, otworzy brzuszek i ja tam będę i już.
- Dobra, idziesz głodny do przedszkola.
- No dobra zjem kaszę, ale nie idę do przedszkola. Mam dzień wolny. Taki różowy w kalendarzu.
- Różowy jutro. Dziś będziesz miał krwawy piątek jak natychmiast się nie pospieszysz. Błagam - dodałam dla złagodzenia groźby, ta już była karalna.
- Matka, ruchy rewolucyjne damy po południu... teraz patrz na zegarek! - Durski zaordynował koniec dyskusji wciskając skarpetki i memłając szczotę od zębów w gębie. 


3 komentarze:

  1. zrozumial cos z beztroski zycia plodowego:) genialne, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. O rrany, ale tu ruch w postach, nie nadążam czytać;)

    OdpowiedzUsuń