wtorek, 25 marca 2014

Durska gra w zielone



Durska trafiła na zieloną listę u proboszcza. Proboszcz stosuje kolory bardzo po chrześcijańsku, żadnej czerni, która mogłaby się źle kojarzyć. Listy są trzy: biała, czerwona i zielona. Podobno. Durska naocznie nie widziała, ale słyszała od zaprzyjaźnionych matek, że soczyste i iście wiosenne kolory krążą po kościele. A rzecz dotyczy wszystkich tych, którzy zdecydowali się posłać na religię i do komunii.

Godzilla sam chciał, więc chodzi. Jak twierdzi jednak, tematu nie czuje. W tej kwestii mu nie pomożemy, bo sami nie czujemy. A jak wiadomo bez odpowiedniego wzorca się nie da. Godzilla pozbawiony wsparcia w sferze religijnej zdany jest więc na własny osąd. To oczywiście prawdopodobnie za dużo jak na małego chłopca, zdajemy sobie z tego sprawę. Jednak, powiedzieliśmy mu a, więc teraz on mówi b. Zostawiliśmy wolną rękę, chciał chodzić na religię, teraz my pilnujemy, żeby był w tym konsekwentny. Pilnować musimy, bo w trakcie roku szkolnego nie można zrezygnować i już, więc po co sobie kłopoty robić. Idzie ze stadem, no stało się. 

Doświadczenia Godzilli z religią warte są jednak naszej uwagi. Sprawa przypomina nam potyczkę rozumu racjonalnego z … nie, nie z sercem. Serca w tym nie ma. Godzilla z religii nie wyniósł żadnej wiedzy, która mogłaby lec u podstaw tzw. światopoglądu i wrażliwości chrześcijańskiej. Nie nauczył się niczego o religii jako takiej, nie wspomniano bowiem ani słowem o innych religiach. Że jest jeden Bóg, tak wie, słyszał. Ale że dla Żydów, Arabów, Hindusów i wielu innych też jest po bogu, to już nie wiedział. Nadrobiliśmy straty. Mówiliśmy o szacunku i kulturze, wytłumaczyliśmy, na czym polega różnorodność. Pokazaliśmy znaczenie religii w kulturze i historii. W wielu rozmowach, na wielu przykładach. Że rasa, wiara, płeć i to jakim się człowiek wydaje to powód, by tego człowieka szanować, by go poznać, w razie potrzeby pomóc, a nie by go ganić. 

Zrozumiał. Nie zrozumiał natomiast w ogóle sensu ćwiczeń z lekcji religii podobno przygotowujących do sakramentu eucharystii, podczas których między innymi zamieniał talenty na określoną walutę. Ja wiem, że to była zabawa, ale jak się okazało, zupełnie pozbawiona kontekstu. Tego kontekstu, o którym my dopiero w domu opowiedzieliśmy (patrz wyżej). Treść sprowadzona do czarno-białych schematów, okrojona do programu minimum, nie wyjaśniona, a wbita do głów pod rygorem złej oceny, została przez Godzillę zanegowana. Wrzucona – zupełnie racjonalnie – do worka pod tytułem „to jakieś bzdury, ale ok, nauczę się, żeby iść do tej komunii i żeby mieć spokój, ale w czwartej klasie, mamo, ja już nie chcę chodzić, proszę, nie każ mi chodzić do tego kościoła!”.
Na głowie postawione i wiele już o tym pisano. Durskiej głos tu raczej wtórny, jedynie z własnych doświadczeń, bo poczułam na własnej skórze. Bo jak czytałam o tym, to NIE wierzyłam, że jest aż tak. Racjonalizowałam zagadnienie, że przecież to zależy od księdza/ siostry/ że zdarzają się kiepscy nauczyciele i Godzilla na pewno trafi inaczej. Niestety, nie. 

Dlatego też matka jest na zielonej liście, gdyż racjonalnie nie zniosła treści czarno-białej, sprowadzonej do absurdalnego wręcz schematu. Durska nie uczestniczyła w cyklu spotkań dla rodziców dzieci przed-komunijnych. Durska po dwóch spotkaniach wymiękła. Najpierw było straszenie śmiercią. Ok, rozumiem, śmierć ma w doktrynie chrześcijańskiej znaczenie szczególne, trzeba być na nią gotowym. Ale sposób podania treści skutecznie mnie od zagadnienia śmierci odciągnął. Wykupiłam polisę na życie. Jakoś daję radę, pracuję, by zabezpieczyć dzieci, siebie, itd. Nieżyciowe i nierealne zupełnie to gadanie było, i tyle.
Potem było o zdradzie i rozpadzie związków. Durska ma na szczęście udany związek, ale zna tonę osób, którym nie wyszło. I to ich błąd. Jak można?!

Durska dalej dała spokój. Spotkania nic nie wnosiły. Ale cóż mogły wnieść, jak podczas nich najważniejsza była lista. I żeby się na niej podpisać, bo inaczej z ambony groziły problemy. Nie chodziłam, nie podpisywałam, trafiłam więc z białej (anielskiej) na listę zagrożonych (zielona). Na szczęście zapłaciłam za tę komunię (150 zł na gadżety), więc nie jestem na liście czerwonej. Ci z tej listy mają już przekichane.

Dziecinada.

Jakaś zabawa w kotka i myszkę: Ja proboszcz udzielny, mam listy. Jak jesteś na dobrej liście, bo mam twoje podpisy, to się nie martw o komunię dziecka. Jak jesteś na innej liście, to po pierwsze prawdopodobnie narażasz mnie na straty finansowe. Ja proboszcz musiałem założyć za takich jak ty aż 2500 zł, kupiłem przecież awansem wszystkie medaliki i inne gadżety. Skandal. Przyjdziesz się do mnie gęsto tłumaczyć. Ja ci pokażę, kto tu karty rozdaje. A poza tym, moi kochani, trzeba wierzyć ludziom, bo przecież Bóg nas stworzył na swój obraz, wierzyć w dobro człowieka, każdego człowieka, bo to daje nam prawo do zbawienia, gdy już będziemy przed obliczem Pana. Ale komunii tym z czerwonej nie udzielę, no w życiu. Niech szybko zapłacą i niech tu przyjdą się tłumaczyć.

BRRRR….Mózg racjonalny się otrzepał jak pies. I poszedł warować przy wartościach, takich niezafałszowanych, takich pozbawionych upraszczających schematów. Poszedł też czytać o religiach świata, by mógł streścić Godzillom, jak ludzie ciekawie i różnobarwnie ten świat tłumaczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz