Durska trafiła na zieloną listę u proboszcza. Proboszcz
stosuje kolory bardzo po chrześcijańsku, żadnej czerni, która mogłaby się źle
kojarzyć. Listy są trzy: biała, czerwona i zielona. Podobno. Durska naocznie
nie widziała, ale słyszała od zaprzyjaźnionych matek, że soczyste i iście
wiosenne kolory krążą po kościele. A rzecz dotyczy wszystkich tych, którzy
zdecydowali się posłać na religię i do komunii.
Godzilla sam chciał, więc
chodzi. Jak twierdzi jednak, tematu nie czuje. W tej kwestii mu nie pomożemy,
bo sami nie czujemy. A jak wiadomo bez odpowiedniego wzorca się nie da. Godzilla
pozbawiony wsparcia w sferze religijnej zdany jest więc na własny osąd. To
oczywiście prawdopodobnie za dużo jak na małego chłopca, zdajemy sobie z tego
sprawę. Jednak, powiedzieliśmy mu a,
więc teraz on mówi b. Zostawiliśmy
wolną rękę, chciał chodzić na religię, teraz my pilnujemy, żeby był w tym
konsekwentny. Pilnować musimy, bo w trakcie roku szkolnego nie można zrezygnować
i już, więc po co sobie kłopoty robić. Idzie ze stadem, no stało się.
Doświadczenia Godzilli z religią warte są jednak naszej
uwagi. Sprawa przypomina nam potyczkę rozumu racjonalnego z … nie, nie z
sercem. Serca w tym nie ma. Godzilla z religii nie wyniósł żadnej wiedzy, która
mogłaby lec u podstaw tzw. światopoglądu
i wrażliwości chrześcijańskiej. Nie nauczył się niczego o religii jako
takiej, nie wspomniano bowiem ani słowem o innych religiach. Że jest jeden Bóg,
tak wie, słyszał. Ale że dla Żydów, Arabów, Hindusów i wielu innych też jest po
bogu, to już nie wiedział. Nadrobiliśmy straty. Mówiliśmy o szacunku i
kulturze, wytłumaczyliśmy, na czym polega różnorodność. Pokazaliśmy znaczenie
religii w kulturze i historii. W wielu rozmowach, na wielu przykładach. Że
rasa, wiara, płeć i to jakim się człowiek wydaje to powód, by tego człowieka
szanować, by go poznać, w razie potrzeby pomóc, a nie by go ganić.
Zrozumiał. Nie zrozumiał natomiast w ogóle sensu ćwiczeń z
lekcji religii podobno przygotowujących do sakramentu eucharystii, podczas
których między innymi zamieniał talenty na określoną walutę. Ja wiem, że to
była zabawa, ale jak się okazało, zupełnie pozbawiona kontekstu. Tego
kontekstu, o którym my dopiero w domu opowiedzieliśmy (patrz wyżej). Treść sprowadzona
do czarno-białych schematów, okrojona do programu minimum, nie wyjaśniona, a
wbita do głów pod rygorem złej oceny, została przez Godzillę zanegowana.
Wrzucona – zupełnie racjonalnie – do worka pod tytułem „to jakieś bzdury, ale
ok, nauczę się, żeby iść do tej komunii i żeby mieć spokój, ale w czwartej
klasie, mamo, ja już nie chcę chodzić, proszę, nie każ mi chodzić do tego
kościoła!”.
Na głowie postawione i wiele już o tym pisano. Durskiej głos
tu raczej wtórny, jedynie z własnych doświadczeń, bo poczułam na własnej
skórze. Bo jak czytałam o tym, to NIE wierzyłam, że jest aż tak. Racjonalizowałam
zagadnienie, że przecież to zależy od księdza/ siostry/ że zdarzają się kiepscy
nauczyciele i Godzilla na pewno trafi inaczej. Niestety, nie.
Dlatego też matka jest na zielonej liście, gdyż racjonalnie
nie zniosła treści czarno-białej, sprowadzonej do absurdalnego wręcz schematu.
Durska nie uczestniczyła w cyklu spotkań dla rodziców dzieci przed-komunijnych.
Durska po dwóch spotkaniach wymiękła. Najpierw było straszenie śmiercią. Ok,
rozumiem, śmierć ma w doktrynie chrześcijańskiej znaczenie szczególne, trzeba
być na nią gotowym. Ale sposób podania treści skutecznie mnie od zagadnienia
śmierci odciągnął. Wykupiłam polisę na życie. Jakoś daję radę, pracuję, by
zabezpieczyć dzieci, siebie, itd. Nieżyciowe i nierealne zupełnie to gadanie
było, i tyle.
Potem było o zdradzie i rozpadzie związków. Durska ma na
szczęście udany związek, ale zna tonę osób, którym nie wyszło. I to ich błąd.
Jak można?!
Durska dalej dała spokój. Spotkania nic nie wnosiły. Ale cóż
mogły wnieść, jak podczas nich najważniejsza była lista. I żeby się na niej podpisać,
bo inaczej z ambony groziły problemy. Nie chodziłam, nie podpisywałam, trafiłam
więc z białej (anielskiej) na listę zagrożonych (zielona). Na szczęście zapłaciłam
za tę komunię (150 zł na gadżety), więc nie jestem na liście czerwonej. Ci z
tej listy mają już przekichane.
Dziecinada.
Jakaś zabawa w kotka i myszkę: Ja proboszcz udzielny, mam listy. Jak jesteś na dobrej liście, bo mam
twoje podpisy, to się nie martw o komunię dziecka. Jak jesteś na innej liście,
to po pierwsze prawdopodobnie narażasz mnie na straty finansowe. Ja proboszcz
musiałem założyć za takich jak ty aż 2500 zł, kupiłem przecież awansem wszystkie
medaliki i inne gadżety. Skandal. Przyjdziesz się do mnie gęsto tłumaczyć. Ja
ci pokażę, kto tu karty rozdaje. A poza tym, moi kochani, trzeba wierzyć
ludziom, bo przecież Bóg nas stworzył na swój obraz, wierzyć w dobro człowieka,
każdego człowieka, bo to daje nam prawo do zbawienia, gdy już będziemy przed
obliczem Pana. Ale komunii tym z czerwonej nie udzielę, no w życiu. Niech
szybko zapłacą i niech tu przyjdą się tłumaczyć.
BRRRR….Mózg racjonalny się otrzepał jak pies. I poszedł warować
przy wartościach, takich niezafałszowanych, takich pozbawionych upraszczających
schematów. Poszedł też czytać o religiach świata, by mógł streścić Godzillom,
jak ludzie ciekawie i różnobarwnie ten świat tłumaczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz