Budynki w stylu mauretańskim choć w zaskakujących barwach
okalały rynek. Promieniście odchodzące od niego ulice prowadziły do kolejnych
placów: romańskiego, gotyckiego, renesansowego, barokowego. Wszędzie królował
kolor, nie było bieli, a w oślepiającym słońcu barwy zyskiwały dodatkowy blask.
Było gorąco, ale wietrznie, więc wędrówka po tym dziwnym mieście nie męczyła. Szłam
sama rozkoszując się kolorami…
- Mamoooo! Chcę do ciebie! Źle się czuję!
Czyli to był sen. Budząc się pomyślałam tylko, że straszna
ze mnie prostaczka, że się budzę, że to naprawdę wstyd rezygnować z tego
spaceru. W imię czego? Macierzyństwa? No dobrze 39 to nie żarty, może jeszcze
zasnę.
Galeria. Jakieś ogólne podniecenie, wszyscy się nerwowo
kręcili. Wiadomość, że tu właśnie będzie, u nas, była zaskoczeniem, ale jeszcze
większym zaskoczeniem było to, że zdecydowano się go w ogóle pokazać. Wszyscy się
pogodzili, że na wieki spoczywać będzie pod kluczem, a teraz światowy objazd,
wizyty w stolicach państw, tylko na jeden dzień, tylko dla wybranych. Obraz
wart miliardy, najcenniejsze dzieło sztuki na świecie o niewyobrażalnym
pięknie. Do tej pory skrzętnie chowane przed oczami zwykłych ludzi, znane wyłącznie
z reprodukcji, z tysięcy zdjęć publikowanych każdego dnia w sieci. Ja byłam w
gronie tych szczęśliwców wylosowanych z całej rzeszy ludzi, którzy od miesięcy
aplikowali na to wydarzenie w ministerstwie. Ja wśród tych, którzy za chwilę
będą mogli zobaczyć go na żywo…
- Mamo! Mogę z wami spać?
Nie. Cholera nie teraz! A jednak, gorączkowe próby powrotu
do tego snu na nic się zdały. O 6 rano szara rzeczywistość zadzwoniła
brutalnie, poszłam robić kanapki.
Przynajmniej kulturalne sny mam, pocieszałam się krojąc pajdy
dla Godzilli. Za jakiś czas z tej realnej kultury nie będzie co zbierać. Będzie
tylko Kult…Ura szlag trafi, z głodu padnie.
Będziemy podziwiać świątobliwe skarpetki dotowane sześcioma
milionami złotych, bo przecież buty stoją już w jakiś muzealnych gablotach,
zostały skarpety do pokazania.
Wobec tego sny Durskiej nie były wcale bezsensowne. Zbiegły się
w czasie z szeroko komentowanym i bulwersującym wydarzeniem. To nie wyraz prywatnej
spragnionej podświadomości czy osobistej tęsknoty za nieskrępowanym w rozwoju pięknem,
to tęsknota uspołeczniona, jakby pół społeczeństwa śniło ten sam sen. Cóż, nic
innego nie pozostanie niedługo. Sen więc jest też wyrazem zbiorowego strachu,
że zostaniemy tylko z wyciskarką do cytrusów.
A na cytrusy klimatu nie mamy, sorry.
Za to mamy fantastyczne inne muzea i galerie i oby ich
szefostwo nie ustawało w wysiłkach przyciągania do siebie tłumów. Odwiedzajcie
muzea i galerie, to jedyna metoda, by nie padły, bo na wsparcie państwa nie do
końca mogą liczyć.
Dobrze, że chociaż skoczek nam skacze jak trzeba.
Tak sobie dywaguję. Jung nie miał z tym nic wspólnego.
Dodaj do tego wydatki na tę instytucję, które są równoważne wydatkom jednego województwa na służbę zdrowia. Kto na tym traci? Oczywiście my. Dlaczego żadna partia nie ma w statucie i programie wyborczym zlikwidowania założeń z konkordatu, który co roku rujnuje nam kawałek gospodarki?
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a podobno to świeckie państwo. Niestety myślenie w kategoriach wyłącznie wyborczych kończy się tchórzostwem i zamiataniem pod dywan.
OdpowiedzUsuńzawitałam na Twój blog, to przynajmniej dam znać, że podczytuję.
OdpowiedzUsuńPS.Polska dawno przestała być krajem neutralnym światopoglądowo.