Sytuacja nr 1
- Pani hamburgery reklamuje, a mojego biznesu nie chce
opisać? No skandal. W zamian dałbym pani linka na stronę pacjentów… ciężko chorych –
onkologicznych.
Zaszczytem dla mnie
byłaby obecność na tej stronie, ale … co Pacjentom po mnie?
Sytuacja nr 2
Pisze do mnie koleżanka blogerka. Bardzo znana i bardzo
lubiana, z taaaaakim zasięgiem. Normalna kobieta z krwi i kości, bez zadęcia,
fajna, równa babka (o tym zadęciu wspominam specjalnie, bo kilka „koleżanek”
blogerek jednak cierpi na wzdęcia, ups… zadęcia).
- Ty wiesz, zwróciła się do mnie firma, że ma dla mnie ileś
tam próbek ich towaru do rozdania moim czytelnikom, miałam rozsyłać z listem do
każdego chętnego.
- Poczułaś się zaszczycona? A nie wspomnieli, ile czasu Ci
to zajmie?
- Popatrz, umknęło im… jak również nie sprecyzowali od razu,
kto za przesyłki miałby płacić.
Sytuacja nr 3
Pisze do mnie zaprzyjaźniona mama blogerka z forum
równolatków. Fajna kobieta, równa, bez zadęcia również.
- Ty wiesz, zwróciła się do mnie firma, chcą, żeby im zorganizować
duży event i to opisać, a oni w zamian dadzą link do mojego bloga na swojej
stronie.
- Byłaś pod wrażeniem tej propozycji zapewne?
- Tak, ręce mi opadły i zaniemówiłam…
Ja też. Takie sytuacje.
Nie kryję się z faktem, że jestem naczelną Grupy Desantowej.
Nie ukrywamy również faktu, iż poza pisaniem na portal, piszemy teksty i pracujemy
jako redakcja do wynajęcia, zespół ośmiu kobiet, które swoje doświadczenia
rynkowe po prostu zebrały w jednym miejscu i mogą je oferować innym, niemałe
doświadczenia. Zaczynamy, powoli. Mamy nadzieję niedługo pochwalić się
sukcesami. Ciężko pracujemy – po kilkanaście godzin dziennie. Wysyłamy oferty,
piszemy, realizujemy drobiazgi, by zdobywać kolejne doświadczenia. Zamiast narzekać,
wzięłyśmy sprawy w swoje ręce i same tworzymy sobie pracę – bo tej wbrew
pozorom na rynku nie brakuje. Trzeba tylko mocno się wysilić, by ją wziąć. Ale
z choinek się nie urwałyśmy – portal oraz indywidualnie przygotowywane oferty
wraz z próbnymi tekstami o nas świadczą. Możemy się podobać lub nie. Prawo
rynku, ale:
Taka sytuacja nr 4
- O Desantowe, wy takie fajne jesteście. Zrobicie mi stronę
i może fejsbuka, dobra?
Tylko bym chciał zobaczyć próbkę waszego talentu.
- Ma pan w ofercie, felietony napisane specjalnie dla waszej
firmy.
- Nie, no ja chcę, żebyście mi teksty na stronę na próbę napisały.
- Miły panie, ale nie za darmo. To nasza praca.
- A jak mi się nie spodoba? Rozumiecie, to ja nie mogę płacić.
Będę w trudnej sytuacji w stosunku do zarządu. Weźcie zróbcie parę stron na próbę.
- Szanowny panie, zrobimy, ale wystawimy fakturę. Teksty
będziemy poprawiać tak, by spełnić pana oczekiwania, ale nie możemy pisać za
darmo. To nasz czas i nasze umiejętności oraz gwarancja poprawności (pracuje z
nami doktor literatury, na pewno nie puścimy byle czego).
- No ale 20 zł za stronę to dużo, ja sobie korektę sam zrobię,
ja jestem dziennikarz, ja umiem. To może taniej?
- To po co my panu?
- No dobra, dobra, dziewczyny, zróbcie mi ten copywriting na
próbę…
20 zł za stronę napisanego od nowa tekstu specjalnie dla klienta
to bardzo, bardzo niewiele. Zapewniam, że to maksymalnie promocyjna stawka. My
zaczynamy, zależy nam na zleceniach, klient miał prawie sto stron do redakcji
(polegającej w jego przypadku na pisaniu od zera), ale – na dobry początek,
pomyślałyśmy, czemu nie. No ale nie za darmo.
Wnioski:
Takie sytuacje, takie sytuacje. Mnie się przy święcie takie
skojarzenia przyplątały: uczmy się szanować nawzajem. I doceniać czyjąś pracę.
A praca to nie tylko machanie łopatą, to również machanie słowem, bo jeden
umie, a drugi nie – i musi sobie to na rynku kupić.
Pójdziesz Polaku do sąsiada, którego chałupa stoi centralnie
we wsi i zaproponujesz mu, że na płocie mu powiesisz reklamę swojego interesu?
Zgodzi się sąsiad, czy raczej każe ci Polaku wsadzić ten interes we własną
dupę?
Pójdziesz do szewca i zapytasz czy ci na próbę za darmo
zrobi jednego fleka, bo chcesz sprawdzić, czy ci się spodoba? Nie.
Ale poszukasz takiego szewca, o którym inni dobrze mówią,
którego polecają, którego OFERTĘ (również w postaci zrobionych czekających na
właścicieli butów) widzisz przy wejściu do zakładu.
Prosty pragmatyczny mechanizm. Zamawiasz usługę – płacisz. U
ciebie ktoś zamawia – żądasz zapłaty. Podstawa prawidłowo funkcjonującego
społeczeństwa i prawidłowych relacji. Tak, prawidłowych, normalnego życia po
prostu. Tu nie ma nic „na zrywy”, za czyny i przelew krwi i za kwiatki pod
pomnikami, marsze i walki o niepodległość już odzyskaną. Za rogale świętomarcińskie
się płaci. Płaci się za pracę. Pragmatycznie.
Taka sytuacja, takie to proste. Szanujmy się i już.
No to jutro wtorek, taki mały poniedziałek i takie moje
przesłanie, żebym nie zapomniała i nie dała się czarusiom-prezesom,
spryciarzom-prywaciarzom i firmom za linki.
A tak na marginesie, ta banda oszołomów z prawicy mnie
dobija i flaki się przewracają (wraz z płytami chodnikowymi). Oni te idee mają
u cholernego Dmowskiego wypisane, tylko głąby nie doczytały. Nic nie
zrozumiały. NIC. I dają zły przykład. Wielcy Polacy, psia mać.
A żeby nie narzekać, idziemy z Godzillami do Mamy na ruskie,
prawdziwie polskie. Mama zwana Babcią Godzilli robi mistrzowskie. Godzilla
młodsza od świtu waruje przy drzwiach, bo się doczekać nie może. Czyli lecimy
realizować czyn niepodległościowy na pierogach.
Trzeba było jednemu z drugim odpisać, czy zapełni ci lodówkę na próbę, bo może Ci się nie spodoba, to co on Ci przyniesie, więc musisz sprawdzić i spróbować. Ja nie wiem czy to jest już prostactwo czy zwykły debilizm. Już pomijam brak kasy, ale niektóre firmy wysyłają próbki i proszą o recenzję produktu, nawet nie raczą wysłać pełnowymiarowego opakowania. A blogerki robią cały wpis o jednej próbce kremu, jak to czytam to mi się słabo robi. Czasami mam wrażenie, że niektórzy się sami nie szanują, a później pisze taki pan i prosi o 10 tekstów na próbę i myśli, że z euforii będzie się skakać.
OdpowiedzUsuńTez fakt.. Ze sami siebie w pierwszej kolejnosci. Wlasnie, wlasnie. Na probe pozjadam w sklepie po kawalku wszystkiego:)
OdpowiedzUsuńMnie ciągle przeraża to, ile jest osób, które zrobią loda za zakładkę do książki. To przenośnia oczywiście, ale .. no wiesz o co kaman. A, nie wiedziałam, że jestem bez zadęcia. Gut :)
OdpowiedzUsuńNo jezdes, jezdes, bo wiesz podobno blogierkom sie niektorym przewraca;)) wiec od razu zastrzeglam, zeby uprzedzic, ze nam nie:))
UsuńZnam ból ... ręce i macki opadają i coraz mniej się chce w tym kraju ... chyba w końcu się zerwę z łańcucha i wrócę do USA z kowbojami sie wykowboić ... albo na wieś swoją polską gdzie wszystko jest proste to bólu i bon ton między świnie można włożyć ... :-)
OdpowiedzUsuńZainteresował nas pani blog i zwracamy się z prośbą o recenzję naszego produktu dla niemowląt (moja córka ma 9 lat). Proszę podać adres do wysyłki.
OdpowiedzUsuńZnacie to?
Ewentualnie może pani zorganizować konkurs i nasz produkt przeznaczyć na nagrodę.
Znacie to?
I nie rozumieją, jak odmawiam ;-)
Ludzie wejdą Ci na głowę tak bardzo, na ile im pozwolisz. O!
Pozdrawiam wszystkie blogerki, które nie dają się wkręcić w tubkę kremu lub tp. ;-)
Buda - ale odmawiasz czy odsyłasz uroczego maila z info, że kosztuje to min. tysiaka? Bo wiesz, często gęsto okazuje się, że spoko, może być za tysiaka....
UsuńBuba miało być. Przepraszam.
UsuńNa razie pisałam, że nie jestem zainteresowana, bo córka nie jest niemowlakiem lub że nie organizuję konkursów na blogu.
UsuńJak trafi się coś, co mnie zainteresuje, a będzie warte mojego zachodu, to się zastanowię, czy za tysiaka, czy dwa ;-)
Czasem recenzuję ksiązki na blogu (lub poza nim) jedynie za egzemplarz danej książki, bo akurat to mi pasuje :-)
Cenię swój czas, bo mam go mało :-)
Pan bardzo bezczelny, delikatnie mówiąc. I pomysł z zapełnianiem lodówki bardzo mi się podoba - chciałabym zobaczyć minę pana.
OdpowiedzUsuńJak mawia mój chrzestny: "Za darmo to boli gardło". Płacąc się wymaga. Nie płacąc... można zrobić samemu. Ludzie to jednak są kompletnie niepoważni ;)
OdpowiedzUsuńi nie wiadomo, czy płakać czy się śmiać....
Usuń