Zamykanie matki z Godzillą młodszą podczas deszczu jest
posunięciem z gruntu złym i wielce niesprawiedliwym. Matka tego ciężaru znieść
nie może. Od rana była:
jajem dinozaura, wielkim głazem z zębami, pogromcą strachów
i przy okazji brudnych zębów. Trzyletnia poetyka jednak nie przemawia do matki
i pod pretekstem poszukiwania rycerzy w sieci, matka usiadła do pracy. Godzilla
usiadł zaś do czynienia zniszczeń. W zasadzie nie, nie siadał. A jak już sadzał
te swoje cztery litery, to tylko w ciastolinie, żeby było więcej dłubania tego
g… z narzuty i ubrań. I im bardziej on czynił zniszczenia, tym bardziej matka pracowała.
Im bardziej matka pracowała, tym bardziej on siał pogrom. Im bardziej od siał
pogrom, tym bardziej matka klęła przy sprzątaniu, im bardziej klęła, tym
bardziej od brał odwet na niej. Oczywiście konflikt miedzy matką i Godzillą
uległ stosownej eskalacji, co nie doprowadziło jednak do przełomu. Im bardziej
on, tym bardziej ja. Aż przyszedł ojciec. I było – im bardziej ojciec i matka, tym
bardziej Godzilla. W tym czasie Godzilla starszy grał partie solowe i rzekomo robił
lekcje, niestety tylko rzekomo. Rzekomość trzeba było jednak po wnikliwej
lustracji matki przerobić na rzeczywistość i… wybuchł kolejny konflikt. Im bardziej
matka i ojciec, tym bardziej Godzille.
Matka ma – jak widać z powyższego – złą naturę. Dziś napisała
w popularnym medium społecznościowym, iż pizga wodą, cóż matka pizgała czystym
złem, woda lała się z chmur, nie z matki.
Ponadto, im bardziej matka była zła, tym bardziej była zła i
nic nie pomagało. Otoczenie nawet na tym zyskało, bo w złości kupiła matka lody
bakaliowe i wszyscy w końcu mieli radość. Znaczy ojciec i matka mieli radość,
bo Godzille wysłali spać wcześniej, żeby mieć więcej tej radości dla siebie.
Trzeba się przecież umieć cieszyć i dbać przy tym o
uzębienie dzieci. Ich zdrowie jest dla nas priorytetem.
Tak, wiem, wiem. Z logiki na studiach miałam 4, mimo że
starałam się bardzo dokładnie ściągać na kolokwium zaliczeniowym od kolegów.
Nie pomogły też nauki ojca (mojego własnego), który najdłużej chyba próbował zaszczepić
we mnie elementy szacunku do wynikania jednego z drugiego. U mnie zawsze a
wynika z d… tak, i od d strony.
Ale jak Wam się udało przebrnąć przez wywód, to już wiecie,
że czym, jak czym, ale logiką pisgać nie będę.
Niniejszym też oświadczam, że kolejne dwa posty napiszę bez
używania słownictwa, nasmaruję językiem czysto literackim. Naprawdę, potrafię.
Jestem kulturalną kobietą po 30-stce, z dobrego domu.
Kocham kląć.
Agnieszka Durska,uwielbiam Twój styl! uśmiałam się do łez:) A może przez łzy... ? bo dokładnie pamiętam swój stan psychiczny podczas zamknięcia z chorym trzylatkiem w 4 ścianach. A chorował ile się dało. Nawet cały jeden, pamiętny do dziś, październik roku pańskiego 2002.
OdpowiedzUsuńNienawidzę tego ... ugh... gorzej niż w więzieniu...bo z maltretorem normalnie..
Usuń;) świetnie się czyta Twoje posty!
OdpowiedzUsuńDzięki!!
UsuńOch, ja też kląć lubię, szczególnie siarczyście ;)
OdpowiedzUsuńCo do klnięcia to mój "chop" ma alergię a ja problem, bo często mi się wymyka;)
OdpowiedzUsuńKocham kląć. I ja również. Uwielbiam Cię.
OdpowiedzUsuń