Czas płynie zatrważająco szybko, choć w niektórych miejscach zatrzymał się w bezruchu i trwa – w średniowiecznych murach tutejszych miasteczek. Po prostu wzruszająco piękne, gdzieś w oddali chorał gregoriański i freski na ścianach bez mała tysiącletniej katedry… Florencja przytłaczała bogactwem, Volterra i San Gimigniano po prostu wzruszają – atmosferą, zabytkami, pięknem.
Nie, matka Durska nie zrobiła się nagle ckliwa, a tym bardziej romantyczna. Po prostu docenia i planuje, że jeszcze tam wróci. Kiedyś, może.
A dziś nad morzem, w końcu, ile można jeździć. Zwłaszcza, że według wszelkich trafnych przewidywań siekło małego Godzillę. Jedynie katarem, ale jednak z kaszlem tak głębokim i ponurym, że wprawia w zakłopotanie. Rodziców wprawia. Na szczęście na plaży nie kaszlał, bo by na nas patrzyli. Gruźlika uskuteczniał na targu, dzięki temu mamy darmowe winogrona i trochę czereśni. Gdzie diabeł nie może, tam Godzille pośle z katarem.
A ojciec został włoskim kierowcą. Najpierw zrobił wykład, że nie należy się na górkach rozpędzać, a potem się mu zapomniało zwolnić. Niezbyt mu się jednak próba wyrzucenia rodziny przez dach udała, bo nadal jesteśmy, a Godzille wręcz zachwycone samochodowym skokiem taty. Fajnie było.
Idę, idę sobie, bo mi szkoda czasu na to pisanie (sic!). Idę pod figowca, a co tam.
I racja, Matko Durska, odpoczywaj ile wlezie! I zazdroszczę tego figowca:)
OdpowiedzUsuń