To miało być wczoraj, ale wifi się schowało i poszło w diabły. To jest dziś. A dziś nie Piza, tylko ta Volterra. Zaraz jedziemy!
Florencja
Bezsprzecznie robi wrażenie. Monumentalna i bogata. Godzille oniemiały. Rodzice Durscy też. I doszli do wniosku, że Florencja lepsza niż Rzym, ze wszech miar.
Z wyprawą do Florencji to było tak:
Matka rano wypatrzyła zachmurzenie. Jak wiadomo w Toskanii trzeba czekać na niepogodę, bo pogoda jest czymś na, co czekać nie trzeba – zupełnie odwrotnie niż u nas. Niepogoda to zresztą dużo powiedziane, temperatura spadła do 28 w cieniu i były te dwie chmury, były. Ale pamiętacie - Godzilla był chory na gardło... Durscy jednak nie są zbyt rozsądnymi rodzicami ani się nie patyczkują zbytnio. Matka wepchnęła Godzilli chorej najpierw nurofen dla dzieci, potem taki dla dorosłych i ten antybiotyk oczywiście. Następnie, dopiero po tych lekach, zmierzyła mu gorączkę i wyszło 37 i coś. Coś skrzętnie ukryłam przed światem, bo jeszcze by ojca tknęły wyrzuty, a już pakował tableta do torby. Poza tym matka pomyślała, teraz albo nigdy, bo góra pojutrze zachoruje młodsza Godzilla. Zawsze tak jest. Jutro jeszcze siłą rozpędu i licząc na te niby chmury trzeba zaliczyć Pizę i Livorno. Ojciec chce na raz. Mówi, że dwa razy w tym samym kierunku nie będzie jeździł.
Wycieczka do Florencji ruszyła koło 10.00. Najpierw samochodem do Empoli i dopiero stamtąd pociągiem do Florencji. W Empoli matka ustaliła z lokalnymi policjantami dokładny dojazd do dworca. Policjanci wcześniej złapali jakiegoś włoskiego pirata, ale jak matka przyszła się pytać, to zapomnieli o nim i trzech się zleciało, by trasę pokazywać. Nie powiem, tacy przystojni w tych mundurach. Ojciec niestety nie zastosował się od razu do ich wskazówek, ciekawe dlaczego? I kręcił po tym Empoli z 10 minut zanim do dworca dotarł, mówił, że lepszego miejsca parkingowego w cieniu szukał. Ściema. Wybaczę mu to jednak. A we Florencji po prostu odbył się spacer, piękny spacer, na muzea z Godzillami nie mieliśmy weny i jednak za mało czasu. Trzeba będzie pooszczędzać i jeszcze raz, najlepiej bez Godzilli przyjechać… no dobrze, z Godzillami, niech będzie, ale jak podrosną. Bo młodsza w muzeach zbytnio integruje się ze sztuką, co sztuce na dobre nie wychodzi. Nawet jak renesansowa. Neptuna młodsza Godzilla obsikał. TEGO Neptuna… tak. My udawaliśmy, że Godzilla nie nasza. No bo co było zrobić? A potem za kawę (na uspokojenie) Durscy zabulili tyle co tu za obiad, ale tam, raz się żyje.
No to jutro Piza. Albo Volterra. Zależy od ojca. Ja tam wolę do Pizy. A w LIVORNO W weekend ma być noc promocji. Ojciec powiedział, że po jego trupie. Szkoda…
Ojca szkoda? Czy jednak odpuścisz zakupy? :P
OdpowiedzUsuń