Livorno
Wreszcie było coś brzydkiego, brudnego i nieprzyjemnego. I nie zrobiło na nas wrażenia. Livorno zupełnie zapyziałe. Jakaś równowaga musi być, bo jakby wszystko było takie ładne to, by matka Durska wysprzedała mająt w Polsce i się tu przeniosła. W Livorno było tylko oceanarium, niezbyt tania rozrywka, ale za to z dwoma rekinami. Godzille poczuły sympatię do innego zjadliwego gatunku i bawiły się doskonale. Natomiast rodzice rozkoszowali się samą drogą – nad morzem, z widokiem. Fakt, że niektóre oznaczenia wprawiały nas w zakłopotanie, a nawet prowadziły do ciemnych tuneli, nie miał znaczenia. Niekompatybilne z mapą w tablecie te oznaczenia, ot co, nieważne. Była fajna trasa. I taka leniwa sobota. Czy mam Wam pisać, że po obiedzie byczyliśmy się nad basenem, a potem łaziliśmy po polach z widokiem? Nie, no właśnie – słodka nuda.
Taka nuda, że od tygodnia matka próbuje przeczytać jedną książkę i ciągle nie mam czasu. Wypoczywanie jest jednak szalenie zajmujące.
Wyjechali Polacy, przyjechali Niemcy i Holendrzy.
A Godzilla młodsza ma jutro urodziny. Będą wielkie lody!
No dziś już jest 14!
OdpowiedzUsuń