Nie, matka nie jest w nastroju poetyckim. Nic z tych rzeczy.
Poetycka matka nie bywa. Matka jest do bólu prozą. Ciężką, konkretną, bez
metafor i podobnych literackich zabiegów. Matka pragnie kawałka czekolady, ale
jeszcze bardziej pragnie czegoś konkretnego, nieokreślonego, byleby było dobre.
Coś się matce w organizmie skończyło, moc spada. A ta jak wiadomo, musi zachować
poziom (moc, poziom matki bez zmian). Matka musi wytaszczyć śpiącego młodszego
do samochodu, wtaszczyć go do szkoły, by zabrać starszego i jego plecak, a
następnie wtaszczyć to z powrotem do auta i z auta do domu. Na czekoladzie
samej nie utaszczę. Mięcha poproszę, zwłaszcza, że deszcz pada. A Godzilla tak
zdechły, iż małe szanse, że się obudzi, by mi oszczędzić taszczenia.
Czekoladkę to sobie taka matka na deser może wsunąć, ale
taszczenie wymaga krwi i mięcha. Nie, krwisty befsztyk nie przejdzie, ale
wysmażonym nie pogardzę.
Lecę, mam być w szkole o 16.00. Tak mnie naszło po prostu…
nie mam ani mięcha, ani czekolady, to sobie przynajmniej o tym popiszę. Zawszeć
jaki literacki substytut… i tak o to literatura trzyma nas przy życiu. Czytajcie
Matkę Durską, względnie książki. A najlepiej jedno i drugie. Dobra, idę, bo nie
zdążę.
No tak, ja niedługo do szkoły też będę taszczyć cięższy fotelik od zawiniątka...Zapomniałam jaki to ciężar. Może uda się umówić z wychowawcą, aby starsze same do auta wypuszczał:/
OdpowiedzUsuń