niedziela, 24 marca 2013

Miało nie być, ale jest





Znowu na fali. Matka to tak na impulsy reaguje – pstryk i tekst. A w zasadzie w weekend to było kilka pstryków. Zacznie matka jednak po kolei, od najważniejszego.

Matka nie lubi, jak się miesza prywatne ze służbowym, osobiste z neutralnym i jeszcze na dokładkę emocje. Matka miała spięcie z przyjaciółką o rzecz neutralną. Ale padł argument, że ty po tylu latach mi takie rzeczy… A jakie to ma znaczenie, po ilu latach – czy jak się jest po latach, to już nie można mieć własnego zdania? Czy to trzeba mieszać? Ale baby tak mają. I mi się humor popsuł. Przyjaciółka miała według matki prośbę nieuzasadnioną i nieosobistą. W osobistej sprawie matka by na głowie stanęła, by ją spełnić. Ta zaś była może słuszna z punktu widzenia osoby proszącej, ale nierzeczowa, nieuargumentowana i dziwna. I znowu kwestia komunikacji. Relacje damsko-damskie nie są proste. To chyba bardziej pogmatwane niż – no nie wiem niż co bardziej, ale pogmatwane i już.

Matka zawsze o niebo lepiej dogadywała się z facetami. Prosto z mostu jakoś tak. Bez niepotrzebnego obciążenia niezrozumiałymi i niewłaściwymi w danej sytuacji emocjami. Z mężem się matka dogaduje idealnie na przykład. Rozwodzi się co tydzień od 10 lat. Małżonek na szczęście już się do tego przyzwyczaił. Nawet pewnie polubił, jak się tak z nim rozwodzę. Bo to zawsze jakieś urozmaicenie. Ewentualnie grożę, że obiadu nie będzie. Ostatnio to jednak słaba groźba, bo i tak nie ma i tak. Ma mąż cierpliwość do mnie, ma. I zapewne dzięki temu ruszyłam z jedynki. Podejrzewam, że poprzednio ruszałam z dwójki i stąd moje kłopoty. Nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie teraz się udało i to nawet kilka razy pod rząd. Jest nadzieja. Technika jazdy dla męża jest niezwykle ważna, jest na jej punkcie wyczulony i nie pozwala mi popełniać błędów w tym zakresie. Biegi równiutko, zgodnie z melodią silnika, żadnego półsprzęgła, pełne panowanie nad pojazdem. Wiecie, że ja mam taki stres, jak z nim jadę, że się zawału dorobię… Straszne. Jak jeżdżę z mężem, to prawie w separacji. Raz nawet stanęłam na środku, strzeliłam focha i kazałam mu sobie jechać dalej. Pod domem było, żebym nie musiała daleko iść. Tylko z parkingu do klatki – strzelanie focha trzeba zawsze przemyśleć, żeby się niepotrzebnie nie nachodzić.

To taka reminiscencja.

W ten weekend się nie rozwodziłam. Ani trochę. Mam nową sukienkę i buty i takie tam. Mąż mi kupił, to bym głupia była, żeby teraz focha strzelić. Poza tym zniósł mężnie moje ruszanie z jedynki i pohamował się z uwagami, przemilczał. Starał się jak mógł mi ten stres ograniczyć. I obiadu nie było. Poza tym pomagał w sprzątaniu. Przemieszczał się z kąta w kąt, żeby mi pod mopa nie wpadać.

I już więcej nic się nie wydarzyło, więc zasadniczo z braku bodźców, powinnam już skończyć. Co tu pisać – fajnie jest mieć takich trzech i z nimi spędzać takie najzwyklejsze w świecie weekendy, snuć się trochę, nic nie robić, albo robić, ale razem. Kwintesencja. Wspólna nuda zawsze ta sama sobotnio-niedzielna. Zakupy fajne były.

Kto to słyszał, żeby takie tłumy po tych galeriach ganiały! Się tak umęczylim, że hej.  

6 komentarzy:

  1. Jakiś weekend z miłymi chłopami się zrobił :) U mnie też fajnie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to musiał być jakiś weekend dobroci dla kobiet, bo u mnie też nadzwyczaj miło było ;)

      Usuń
  2. O tłumach w galerii to Ty już mi nic nie pisz! Normalnie masakra! A co do weekendu przyjemnego to gratuluję i zazdraszczam, bo to tak miło głowę do poduszki przyłożyć po udanym wywczasie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak;)) zmachalam sie okrututnie.. Ludzie jakos ocipieli znowu... Ale ten leb na poduszce i nowosci w szafie.. Bezcenne;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak;)) zmachalam sie okrututnie.. Ludzie jakos ocipieli znowu... Ale ten leb na poduszce i nowosci w szafie.. Bezcenne;)

    OdpowiedzUsuń
  5. baba za babą nie nadąży? :) fakt, czasami tak jest - za dużo analizowania, spekulowania i dywagacji :)

    OdpowiedzUsuń