Znowu na fali. Matka to tak na impulsy reaguje – pstryk i
tekst. A w zasadzie w weekend to było kilka pstryków. Zacznie matka jednak po
kolei, od najważniejszego.
Matka nie lubi, jak się miesza prywatne ze służbowym,
osobiste z neutralnym i jeszcze na dokładkę emocje. Matka miała spięcie z przyjaciółką
o rzecz neutralną. Ale padł argument, że ty
po tylu latach mi takie rzeczy… A jakie to ma znaczenie, po ilu latach –
czy jak się jest po latach, to już nie można mieć własnego zdania? Czy to
trzeba mieszać? Ale baby tak mają. I mi się humor popsuł. Przyjaciółka miała
według matki prośbę nieuzasadnioną i nieosobistą. W osobistej sprawie matka by
na głowie stanęła, by ją spełnić. Ta zaś była może słuszna z punktu widzenia
osoby proszącej, ale nierzeczowa, nieuargumentowana i dziwna. I znowu kwestia
komunikacji. Relacje damsko-damskie nie są proste. To chyba bardziej pogmatwane
niż – no nie wiem niż co bardziej, ale pogmatwane i już.
Matka zawsze o niebo lepiej dogadywała się z facetami.
Prosto z mostu jakoś tak. Bez niepotrzebnego obciążenia niezrozumiałymi i
niewłaściwymi w danej sytuacji emocjami. Z mężem się matka dogaduje idealnie na
przykład. Rozwodzi się co tydzień od 10 lat. Małżonek na szczęście już się do
tego przyzwyczaił. Nawet pewnie polubił, jak się tak z nim rozwodzę. Bo to
zawsze jakieś urozmaicenie. Ewentualnie grożę, że obiadu nie będzie. Ostatnio
to jednak słaba groźba, bo i tak nie ma i tak. Ma mąż cierpliwość do mnie, ma.
I zapewne dzięki temu ruszyłam z jedynki. Podejrzewam, że poprzednio ruszałam z
dwójki i stąd moje kłopoty. Nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie teraz się udało
i to nawet kilka razy pod rząd. Jest nadzieja. Technika jazdy dla męża jest
niezwykle ważna, jest na jej punkcie wyczulony i nie pozwala mi popełniać błędów
w tym zakresie. Biegi równiutko, zgodnie z melodią silnika, żadnego
półsprzęgła, pełne panowanie nad pojazdem. Wiecie, że ja mam taki stres, jak z
nim jadę, że się zawału dorobię… Straszne. Jak jeżdżę z mężem, to prawie w
separacji. Raz nawet stanęłam na środku, strzeliłam focha i kazałam mu sobie
jechać dalej. Pod domem było, żebym nie musiała daleko iść. Tylko z parkingu do
klatki – strzelanie focha trzeba zawsze przemyśleć, żeby się niepotrzebnie nie nachodzić.
To taka reminiscencja.
W ten weekend się nie rozwodziłam. Ani trochę. Mam nową sukienkę
i buty i takie tam. Mąż mi kupił, to bym głupia była, żeby teraz focha strzelić.
Poza tym zniósł mężnie moje ruszanie z jedynki i pohamował się z uwagami,
przemilczał. Starał się jak mógł mi ten stres ograniczyć. I obiadu nie było.
Poza tym pomagał w sprzątaniu. Przemieszczał się z kąta w kąt, żeby mi pod mopa
nie wpadać.
I już więcej nic się nie wydarzyło, więc zasadniczo z braku
bodźców, powinnam już skończyć. Co tu pisać – fajnie jest mieć takich trzech i
z nimi spędzać takie najzwyklejsze w świecie weekendy, snuć się trochę, nic nie
robić, albo robić, ale razem. Kwintesencja. Wspólna nuda zawsze ta sama
sobotnio-niedzielna. Zakupy fajne były.
Kto to słyszał, żeby takie tłumy po tych galeriach ganiały!
Się tak umęczylim, że hej.
Jakiś weekend z miłymi chłopami się zrobił :) U mnie też fajnie było.
OdpowiedzUsuńO tak, to musiał być jakiś weekend dobroci dla kobiet, bo u mnie też nadzwyczaj miło było ;)
UsuńO tłumach w galerii to Ty już mi nic nie pisz! Normalnie masakra! A co do weekendu przyjemnego to gratuluję i zazdraszczam, bo to tak miło głowę do poduszki przyłożyć po udanym wywczasie :)
OdpowiedzUsuńO tak;)) zmachalam sie okrututnie.. Ludzie jakos ocipieli znowu... Ale ten leb na poduszce i nowosci w szafie.. Bezcenne;)
OdpowiedzUsuńO tak;)) zmachalam sie okrututnie.. Ludzie jakos ocipieli znowu... Ale ten leb na poduszce i nowosci w szafie.. Bezcenne;)
OdpowiedzUsuńbaba za babą nie nadąży? :) fakt, czasami tak jest - za dużo analizowania, spekulowania i dywagacji :)
OdpowiedzUsuń