czwartek, 21 lutego 2013

Niewolnica Durska i Godzilla Leoncio


Zły Leoncio z wirusem walczący trzyma swą niewolnicę na krótkim pasku. Targa nią w prawo i w lewo, kąsa i obślinia. Zapewne obdarzy biedaczkę wirusem. A ona się uwija, nosi, całuje i pokłony bije, by nieba panu przychylić. Nawet czekolady mu dała, nie bacząc na diety. Owszem zły Leoncio-Godzilla na moment się ucieszył, ale potem znowu stał się okrutny i kąśliwy.

A tak poważnie, to chora Godzilla, mimo wizyty lekarza. Zawsze wizyta lekarza uzdrawiała Godzille, tym razem nie pomaga. Pomogła wyłącznie jako kuracja odchudzająca naszą kieszeń. Natychmiast podziałało. Od ręki. A nawet w łapę. Wszystko legalnie, spokojnie.

A tak jeszcze poważniej, to od trzech dni matka w zasadzie nie wychodzi z domu, a jak wychodzi to biegiem wraca. Matka nie narzeka, nic z tych rzeczy. Trzy dni to zupełny luz, w zeszłym roku Godzilla starsza była chora przez półtora miesiąca – czaicie – półtora miesiąca aresztu dla matki. I nikt mi odszkodowania nie dał, choć byłam niewinna. To mononukleoza powinna siedzieć, nie ja.

Teraz jakiś wirus pośledni, zupełnie taki element typowy, zapewne recydywa, drobne przestępstwa i rozboje. Ale znowu to mnie wsadzili.

W związku z tym, że siedzę, Godzilla siedzi na mnie – dosłownie zupełnie – mój intelekt nie ma przestrzeni by się w tej niewoli rozwijać. Chciał nie chciał znowu jest o dzieciach. Jakiż inny temat może matce niewolnicy wpaść do głowy – między kuchnią a sypialnią z uwieszonym u biodra dwulatkiem? Trzy prania zrobiłam, napisałam zadane przez zleceniodawcę teksty, nie poprasuję, bo się nie da z Godzillą na biodrze operować żelazkiem, obiadów też nie robię (Babcia nalepiła pierogów!), sprzątać nie ma sensu, bo Godzilla toczy pianę z pyska po wszystkich kątach i trzeba by za nim ze ścierą non stop.
Książki nie mam kiedy poczytać. Albo czytam i nie pamiętam. Widzicie sami – bez lukru, ale się nie skarżę. Nie piszę do Fundacji Helsińskiej, że jestem więźniem niesłusznie skazanym, że tu nie ma do kogo gęby otworzyć, więc jedyne co mi pozostaje, to własne sumienie. Choć i jego więźniem też jestem. Sumienie bowiem nie pozwala mi huknąć na Leoncia, postawić na podłogę i dać sobie więcej luzu.

Matka tylko Jedna słusznie o samotności pisała. Ale nie narzekamy przecież, w gruncie rzeczy to czasowe i rozwiniemy skrzydła. A może teraz rozwijamy? Niewolnica jakby nie było zrobiła karierę międzynarodową i nawet nie była taka nieszczęśliwa. Czego matka Durska życzy sobie ze swej celi z całego serca, a nawet sumienia i wraca do Leoncia i drugiej Godzilli.

PS. Jutro klasówka z matematyki. Ojciec wymiękł, ja wymiękłam. Wszystko jest w rękach losu, a ten zawistny bywa i okrutny i może nie poznać się na dość artystycznym podejściu Godzilli do zagadnienia odczytywania godzin oraz zapisywania dat. Ojciec machnął na to ręką i stwierdził, że „olać – są elektroniczne, przecież ty matka też nie umiesz z tarczowego…”
I matki intelekt na koniec dostał jeszcze w nos. Ale w więzieniu to zupełnie normalne, prawda?


2 komentarze:

  1. Ale przynajmniej coś napisałaś i nawet o mnie wspomniałaś, czym mi ten pieprzony dzień umiliłaś.

    U mnie choroby nie ma, ale męcząco było również :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ju ar lelkam:))) sie czeba jednoczyc;))

    OdpowiedzUsuń