wtorek, 1 stycznia 2013

Zmieniłam zdanie…


Jednak piszę, Godzilla uniemożliwia oglądanie. A jak mu powiedziałam, że ja „pracuję”, to rzuca się po ojcu, a przy komputerze się nie pojawia, póki co. Ewidentnie jest w amoku i nastroju zabawowym. Co nas dziwi, bo teoretycznie powinien być zdechły, wypluty i wymiękły. Spał wprawdzie w dzień, ale przeszedł pół lasu na nogach, własnych dwóch. Tlen działa uspokajająco, podobno. Jak widać, nie w przypadku Godzilli. Na nas podziałał, wiec mamy klincz. Klasyczny klincz, sprzeczność interesów, sytuacja właściwie zero-jedynkowa. Albo my, albo on.

Czytamy na dobranoc. Aktualnie robimy sowę i wiewiórkę. Sowa to może nie najlepszy przykład zwierzątka na noc, ale akurat się napatoczyła w książeczce. Ja jestem od sowy, ojciec wykonał wiewiórkę. Sowa jednak łatwiejsza. Cholera, teraz jeleń… W jelenia nas zrobił, ale jak mu to pokazać…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz