poniedziałek, 14 stycznia 2013

Matki nastawienie do trendów. Spojrzenie modowe znad pieluch.

 Matka była we Frisco, do galerii nie chadza, gdyż Godzilla przeszkadza. Kupiła trochę tego, trochę tamtego. Nic wielkiego. Zgrzewkę mleka Łaciatego. Chodzi w PePe z przeceny, są w jednym sklepie za 79 zł. Kocha matka swoje PePe, bo są wygodne. Tylko się na mróz już nie nadają, materiał zbyt cienki w strategicznych miejscach. Na mróz matka ma zwykłe Cubusy. Godzilla zaś made dla Decathlon, ortalionowe. Na dwa lata kupione – na ten trok i na przyszły, w tym roku się zawija, w przyszłym się odwinie. Takie grubsze. I do tego Lidlowe buty. Starsza Godzilla chodzi też w Cubusach, dwie pary wychodzą taniej, więc ma tych Cubusów kilka par. Też z dziurami, ale na to już nie mam wpływu. A po śniegu pomyka w Deichmannach. I Ojciec ma PePe. Z przeceny z tego sklepu, co są po 79, no nie – męskie 10 zł więcej. Nie powiem, gdzie ten sklep. Bo się skończy źródło tanich PePe. Nie powiem i już. Do biegania do szkoły powinnam mieć Najki – Ojciec mówi, że byłoby mi wygodniej niż w Ryłkach (z przeceny). Ryłki są strasznie śliskie. Ale ja nie lubię Najków, ani Adidasów. Ani Crocsów ani tych, jak im tam –  Hunterów, po 200 zł za sztukę. Z matki żaden hunter, ani łowca okazji. A Huntery podobno trzeba pryskać sprayem do opon, też markowym, a nie do byle opon. Lepiej wtedy wyglądają. I żadna z matki w związku z tym miss kalosze, co to się męczy w gumiakach na mrozie albo w upał przy kapuśniaczku. I jeszcze Emu nie lubię. Co najwyżej w ZOO.

Nawijam przez Ericssona, teraz to już awans na Sony, ale ja mam model z czasów sprzed awansu. Na szczęście z Androidem. Noszę go w torebce Zary z imitowanej kolekcji, znaczy imitowanej skóry. Mam oldskoolową kurtką sprzed … no ma z 5 sezonów, ale jeszcze się trzyma mego grzbietu. Właściwie to jestem eko, bo nie nadużywam. I fair trade jestem, bo w Indonezji mi nowej nie muszą szyć. Za rok też ją będę miała.


Wózek prowadzę oburącz, bo skrętne koła na śniegu są kłopotliwe (a bez pomocy męża nie umiem sama ich zablokować na wprost). Pewnie model dla biegaczy byłby lepszy, ale skoro nie mam Najków, to wózek też może być, jaki jest.

Włosy mam nie od Czajki z atelier, tylko spod czapki, więc jej w szkole nie zdejmuję, bo się elektryzują i wyglądam jak… zza krzaka, nie powiem, co zza krzaka. Smoky eyes mi wychodzą, ale zawsze pod spodem, więc makijaż to jednak sobie darowuję – w zasadzie mam permanentny. Rzęsy robię, tuszem no name. No name, bo name się starło z opakowania. I puder mam z Rossmana. Za 6 zł. Serio – 6 zł. Starcza na pół roku przy moim tempie. A na rękach nie mam frenczu. W rękawiczkach nie widać, czasem sobie jednak maznę dla poprawy humoru. Z reguły krzywo, więc też można powiedzieć, że na czasie – bo mam ten, jak mu tam, popękany.

Ponadto na lunch dziś jadłam kanapkę z serem w lokalu, a jakże – no nawet takim połączonym z kuchnią, konkretnie nad kuchenką zjadłam, w ukryciu przed Godzillą. I to nie było w Ch. I nie bagietka za 35 zł kawałek. Kajzera była. Prawie jak u Kucharzy.

Nie jestem yummy mummy, ewidentnie odstaję od trendów. Nie wiem, jak ja się uchowałam i w ogóle jak ja mogę funkcjonować? Tak zwyczajnie? I jeszcze Godzille mam takie zupełnie zwyczajne. I na szczęście znajomych mam takich przeciętnych, zupełnie nie trendy.

 Podpatrzyłam sobie dziś takie yummy. I do tej pory się otrząsam – jak zresztą widzicie. A tak swoją drogą to te trendy muszą być strasznie niewygodne. Współczuje – bo jak zimno, to człowiek nie może się na cebulę po ludzku, tylko musi zgodnie z nimi. A one się robią w studiach, ogrzewanych, albo w tropikach i są nieadekwatne do warunków atmosferycznych, nie to co matka i jej Godzille.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz