środa, 5 grudnia 2012

Tytułu brak


Byłoby już niecenzuralnie. Godzilla wylał na podłogę zawartość dwóch pudełek sosu słodko-kwaśnego i zrobił na tym ślizgawkę. Sos słodko-kwaśny jak wiadomo jest dodatkiem do chińczyka, a ten był dziś na obiad. Nie chciało mi się gotować. Też mi się czasem czegoś nie chce.
Następnie Godzilla, karnie odesłany do pokoju, zajął się przeróbką mojej narzuty na szmatę. Robi to zresztą regularnie, ale dziś postarał się z impetem, wbijając w nią piankolinę. Piankolina trudno ze ścian schodzi.. tak a’ propos. I właściwie nie byłoby problemu, gdyby nie wlał w to soku. Ponieważ kara mu się skończyła, to znaczy sam sobie ją skończył, postanowił się zemścić na bracie. Wziął więc taki autobus z silniczkiem, mały taki i wkręcił to starszej Godzilli we włosy. Starsza Godzilla oddała mu z hukiem. Słusznie, nawet nie przeszkadzałam w tym. Musiałam jednak usuwać autobusik z włosów.
Starsza Godzilla przez łzy:
- I jak ja teraz będę z tym chodził? Wyglądam jak pajac z autobusem we włosach.
- To prawda, więc nie lamentuj, bo mi się nie uda.
- To tnij, mam, tnij. Lepiej mieć dziurę niż autobus na głowie.
- To fakt.

Młodsza Godzilla:
- Mama gupia jest.
- Skoro tak uważasz, to nie dostaniesz soku.
- Mama dobra, brat gupi.
- Nie mów tak.
- Brat gupi, ja duzi.
- Duzi i gupi też.
- Nie, mama gupia, ja duzi.


To pewnie nie koniec…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz