środa, 28 listopada 2012

Matka pożera jak leci


Jakby ktoś podszedł do matki około 15.00 to byłby zeżarty w całości. Matka doznała bowiem wścieku. I wpuściłaby do ścieku tego, który ją w ten stan wprawił.
- Tak słucham.
- Będzie pani dzisiaj?
- Gdzie, za przeproszeniem, mam być?
- No jak to? Na szkoleniu, zaczyna pani o 18.00.
- Niczego nie zaczynam, bo nic nie wiem o tym.
- Ooo… ale jak to?
- No tak to. Nic nie wiem, nikt mnie nie zawiadomił, że zaczynam dziś pracę z nową grupą.
- A w poniedziałek?
- Nikt nic mi w poniedziałek nie mówił. Ja mówiłam, że proponowany termin jest dla mnie niedobry.
- No ale to co robimy? Może pani do męża zadzwoni, żeby się urwał z pracy.
- Jasne, na pewno się zgodzi… Proszę odwołać zajęcia.
- No ale.. może łatwiej nie odwoływać, pani się spóźni.
- Nie spóźni, w ogóle nie przyjedzie.
- A dzieci same w domu nie bardzo?
- No, nie bardzo.

No i matka się nie bardzo od tej rozmowy zrobiła. Godzilla wyczuła nastrój i od razu jak wstała, to ryknęła. A wstała 10 minut przed wyjściem po starsze do szkoły. Godzille tak mają, że jak matka wściekła i myślami gdzie indziej, to natychmiast ryczą, żeby sprowadzić matkę do poziomu. Swojego poziomu oczywiście.

Rycząca Godzilla jest trudna do ubrania, bo się wije jak piskorz i napina akurat te członki, które się w rękawy chce wpakować albo nogawki. A taką sztywną końcówkę trudno wpychać. I oczywiście w takich chwilach Godzilla sobie przypomina o wszystkich swoich odniesionych ranach. Nieważne, że po ranie nie ma śladu. Dla wyjaśnienia: rana odniesiona dwa dni temu podczas samowolnego golenia szczoteczki do zębów maszynką do golenia ojca brody. Nie trafiła Godzilla po prostu i opuszek się nieco zgolił, nieznacznie, choć krwawo, ale nic takiego. Rzuca się więc takie na glebę i wrzeszczy, że kuku boli. I nie ma dyskusji. Matka w pocie czoła wyszukuje plasterki i zakleja. Godzilla w szale oczywiście natychmiast zrywa plaster. Tylko po to, by znowu się rzucić i wrzeszczeć, że kuku boli. Matkę czas nagli, bo drugie w szkole czeka. Na szczęście matka uprosiła drugą matkę, która ma dwie sztuki, żeby w razie awarii zabierała i jej sztukę starszą. Awarie ostatnio są codziennie. Mam nadzieje, że druga matka okaże jeszcze czas jakiś wyrozumiałość. Bo pozbieranie Godzilli bywa problematyczne.
A jeszcze zabaweczka, soczek, pielucha, bączek, pryczek, gil, buła, o miś, miś! O kuku boli, kuku boli. I znowu szalik, czapka, nie ta czapka, kuku boli, pryczek, buty, nie te buty, nie te.
Efekt jest taki, że matka, to się nawet wściec porządnie na osobę trzecią nie może, bo Godzilla nie daje, absorbując wściekłość matki i zmieniając obiekt wściekłości na obiekt miłości. Bo wystarczy, że łypnie ślepiami i matce się odechciewa. No, bo co będzie wrzeszczeć na Godzillę, jak ona i tak zrobi swoje. Mąż się zdziwił, że dwie paczki plastrów zużyte.
A starsza Godzilla też nie pozwala się matce należycie pofrustrować pracą. Od wyjścia ze szkoły, tylko: „plusa dostałem, szóstkę dostałem”… Kujon jeden. Nagrodę musiałam kupić. No co było zrobić? Jakiś czas temu dostałam uprzejme pismo od dyrektorki, która jest pedagogiem prowadzącym z Godzillą zajęcia, iż należałoby dziecko własne częściej nagradzać… No faktycznie, jakoś tak się złożyło, że wprowadzając cięcia budżetowe, w pierwszej kolejności poleciałam po premiach i Godzilla pracowała w nadgodzinach za friko. Się związki upomniały. Musiał coś nagadać na zajęciach, nie ma co.

„Czerpak może zobaczyć wrednogórkę…” w związku z tym. (nie, nie pogięło mnie i tym razem, Boba Budowniczego przeżywam wraz z dziećmi).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz