piątek, 2 listopada 2012

Godzille pożerają centrum handlowe


Takie zakupy z Godzillami w krótkim czasie pozbawiają złudzeń. Człowiek się zastanawia, czy te dwa potwory to na pewno jego. I ma absolutnie trudny do opanowania odruch, żeby to wypuścić luzem między jakieś regały sklepowe, a samemu dać dyla. Że niby nie jego. A jeszcze nie dość, że się to paskudnie zachowuje, to łaskę robi, że coś zmierzy. Matka i ojciec ze świeżych pieniędzy wyskakują, żeby takim buty kupić czy czapki i rękawiczki, a to marudzi na wstępie.
- Nie będę tego nosić. Nie chce tego!
- To sam wybierz.
- Nie chce mi się, nie potrzebuję czapki. Kiedy wreszcie pójdziemy po śmieciaki?

Drugie z kolei wylazło z wózka i ruszyło na rajd niczym pilot oblatywacz na zepsutej maszynie. Łapami zgarniało z półek jak popadło.
- To moje! To moje!

Jeszcze dwie kupy walnęło w tym centrum. A że toalety z przewijakiem i łatwym dostępem do wody są daleko, to roztaczało woń latając.

Zakupy w pewnej części mogą okazać się związku z tym przypadkowe. Rodzice wrzucali już jak popadnie, byle szybciej zakończyć drogę przez mękę. Oczywiście Godzille nie odpuściły sklepu z zabawkami. To był jedyny sklep, do którego wlazły z ochotą. Gorzej, że nie chciały wyjść. Po godzinie spędzonej w tym przybytku dziecięcej rozpusty, wynieśliśmy wrzeszczące pod pachą. Drugie przekupione śmieciakami wyszło o własnych siłach.

W każdym razie nowego wymiaru nabiera dla nas hasło „muszę się napić”. Stanowczo.

Poza tym te Godzille w ogóle się nie zmęczyły, a my jakoś tak bardzo.

Ha i szpital na razie oddalony o niewiadomo ile. „W grudniu pani zadzwoni, bo się limity skończyły”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz