sobota, 20 października 2012

Godzille pożerają samodzielność


Matka została sama. Spokojnie, tylko na delegację ojca. Doba z hakiem, ale ciągnęła się jak smuga ze źle spłukanego mopa. Przed wyjazdem ojciec upomniał Godzille, by były grzeczne i nie przeszkadzały mamie za bardzo. Wyglądało na to, że wzięły to sobie do serca. Aż za bardzo. Starsza to jeszcze pół biedy, ale młodsza…
- Ja siam! – i wyrywa mi ubranko. Po półgodzinnej szarpaninie zakłada sobie spodnie, na nie pieluchę i koszulkę, ale tylko na łeb. Łapy gołe. I nie ma szans, żeby go poprawić. „Ja siam” i leci myć żeby. Pół tubki pasty ląduje od razu na lustrze, więc Godzilla „ja siam” – wyciera. Wyciera też starszy, przy okazji wylewając kubek wody. Starszy równie samodzielny, to wyciera po sobie piżamką, którą w tym celu zdejmuje. Młodszy – ja siam – uznał, że po bracie należy poprawić. „Ja siam” wziął więc mopa i wiadro. Napełnił i dolał płynu do prania, ale akurat ten był pod ręką. I „ja siam” mopował. Stąd te smugi.

Próba przywołania do porządku jednego i drugiego, czyli posadzenie ich przed telewizorem i szybkie usuwanie skutków samodzielności z łazienki. Niestety, w tym czasie Godzilla młodszy „ja siam” zrobił sobie mleko. Takie z proszku, proszek cenny, bo z apteki. Ostatnia puszka, nie mam nowej recepty. Godzilla wziął butelkę, wodę i puszkę mleka. Zachował odpowiednią kolejność, woda do butelki i proszek, ale nie trafił. Huknęłam, ryknął, przyleciał drugi. Też przecież samodzielny. „To ja się nim zajmę” – oznajmił wspaniałomyślnie.
Sprzątałam już w zasadzie do powrotu męża. Samodzielne jedzenie, samodzielna zabawa, samodzielne w toalecie… w ogóle bym sobie nie dała bez ich pomocy rady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz