sobota, 20 października 2012

Godzilla pożera na automatach


Najpierw automat pożarł dwójkę. Konieczna była szybka akcja, by zdobyć drugą. Udałam się do piekarni, Godzilla za mną. Tam kolejka, Godzilla się znudził i pobiegł z powrotem na automaty. A ja jak głupia stałam w rozkroku między kolejką a automatami. Zero współczucia u innych z tej kolejki, że matka tu, a dzieciak 50 metrów dalej. Emeryci wręcz wykorzystywali fakt, że matka w tym rozkroku i przeskakiwali przed nią po jeszcze świeższe bułki. Proces zdobywania dwójki wydłużał się więc niemiłosiernie. W tym czasie Godzilla zdążył oblizać wszystkie automaty, szczególnie helikopter, powybierać okruszki z ziemi (inne dzieci w tych automatach spożywają bułki), bawił się świetnie. Wróciłam z dwójką. Godzilla wskazał oczywiście helikopter, usadowił się i z miną zdobywcy przeleciał. Helikopter to był dopiero początek – czysty hazard. Trzeba by mieć z 50 dwójek, żeby go zaspokoić. Oznajmiłam więc stanowczym tonem, że jedna dwójka dziennie. Jedna. Słyszysz Godzilla? J-e-d-n-a!!! I kto w ogóle wpadł na pomysł ustawiania automatów przy piekarni? Ja rozumiem biznes, ale to uzależnia, a dwulatki są podatne na uzależnienia. Godzilla jest na dobrej drodze. Mało tego – jak każdy nałóg i ten powoduje wypaczenie osobowości. U Godzilli do tego stopnia, że zastanawiam się nad odwykiem w zamkniętym ośrodku. Poważna sprawa. Godzilla załapał, że kolejnej dwójki ode mnie nie wydębi (wszyscy załapali, emeryci z kolejki też), zaczął więc czatować na dwójki innych. I jak tylko zobaczył, że pobłyskuje jakaś w otworze automatu, szybko rzucał się na właściciela, dopychał dwójkę i jechał lub latał. Na nic wrzaski dzieciaka, Godzilla pokazywał mu dinozaura (łaaa) albo traktował z bańki, bądź zwyczajnie wypychał na ziemię. I jechał. Wyjątkowo uparte dzieciaki gryzł. Tym sposobem przejechał się za co najmniej 14 zł. Ja przezornie uciekłam do kolejki i puszczałam emerytów, niech mają świeższe. I tak bułek mam na jakieś 2 tygodnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz