Od ponad roku lekarze różnych specjalizacji próbują rozgryźć przypadek Godzilli. Najpierw mówili, że zęby. Zęby wyrosły w komplecie, objawy są. Potem, że pije wodę z wanny. Wykluczył z diety ten napój, a objawy pozostały. Następnie kazali biedakowi usunąć z pożywienia mleko, jajka i gluten. Potem jeszcze soję! Objawy się nie usunęły. Przynajmniej są zawsze wtedy, kiedy nie ma w planach żadnych wizyt lekarskich. Jak przychodzi co do czego, czyli do wizyty, objawy znikają. Lekarze, a wśród nich autorytety, patrzą na rodziców z pobłażliwym powątpiewaniem i niechętnie zlecają kolejne analizy. Analizy zaś wykazują drobne braki tu i ówdzie, większe niedostatki tam i owam, ale generalnie nic strasznego. „Będzie żył, proszę pani”. „Walczymy tylko komfort kupy, a nie o jakość życia”. Pewnie, łatwo im mówić, jakby mieli tak p…, to zmieniliby zdanie. A my uparcie swoje, że objawy są, tylko chwilowo ich nie ma.
Wczoraj Babcia sprezentowała starszemu krupnik. Tyle, że starsza Godzilla nie przepada za zupami (w tym zwłaszcza krupnikiem – pomidorową jakoś wciągnie) i pomyślałam, że jak mam znowu wysłuchiwać jego jęków nad talerzem, to lepiej dam cenną zupę młodszej.
Ta zje wszystko. Jakoś zapomniałam, że krupnik jest z glutenem. No chyba jest, prawda? W każdym razie, to się dobrze składa, bo w piątek wizyta. Może objawy się w końcu objawią. Ja nic nie powiem o tym krupniku. Przemilczę. Wszyscy kłamią przecież.
Ta zje wszystko. Jakoś zapomniałam, że krupnik jest z glutenem. No chyba jest, prawda? W każdym razie, to się dobrze składa, bo w piątek wizyta. Może objawy się w końcu objawią. Ja nic nie powiem o tym krupniku. Przemilczę. Wszyscy kłamią przecież.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz