poniedziałek, 24 września 2012

Matka pożera Leminga


Poniżej tekst dozwolony od lat 18. Zawiera treści, które mogą być szkodliwe. Czytanie przez młodzież i dzieci na wyłączną odpowiedzialność rodziców.

Matka zaczęła dzień od drobnej sprzeczki na parkingu przy szkole. Sprzeczka jak sprzeczka, ale drugi podmiot sprzeczki stanowił dla matki badawcze wyzwanie. Matka humanistka lubi sobie czasem poobserwować różne zjawiska społeczne. I dziś stanowczo przytrafiło mi się zjawisko.
Zajęłam skrajne miejsce na pustym parkingu przy ulicy, żeby przynajmniej jedną Godzillę wydobyć bez szwanku dla innych aut, choć innych aut nie było, ale na wszelki wypadek. Trzeba być przezornym. Wracam, a od mojej strony, która jest również stroną małej Godzilli, stoi nieduże Audi. Bardzo blisko stoi, co uniemożliwia włożenie Godzilli. W bagażniku Audi grzebie kobieta. Na oko 40, full make-up, słuchawki na uszach, różowa bluza od dresu, pierścienie na palcach, pazur zrobiony, blond pasemka w kiteczkę. Ustawia sobie sprzęt do biegania: te takie liczniki, co się z tym teraz biega, żeby od razu wszyscy na fejsie wiedzieli, że się biega, ile, z kim i na jakiej trasie.
To ja do niej wyglądam:
- Czy pani może będzie wyjeżdżać?
Ona burk:
- Nie!
- A czy mogłaby pani nieco odstawić samochód od moich drzwi?
- Nie!
- Bardzo proszę.
- Wsadź se dziecko z drugiej strony!
- Pani wybaczy, ale nie zamierzam się gimnastykować. Jest dużo miejsca na parkingu.
- Ja mam trójkę dzieci i sobie daję radę!
- A ja myślę, że to nie rzecz w liczbie dzieci. Proszę odjechać.
Wsiadła wściekła, przestawiła, wysiadła i znowu burk:
- Gratuluje prawa jazdy, idiotko!
- A dziękuję, ja Pani również! Tyle, że ja nie podjeżdżam tak, żeby inni nie mogli wsiąść… zwłaszcza jak w aucie widać foteliki dziecięce.
- Ty krowo! Teraz się zmieścisz?
- O tak dziękuje bardzo za Pani uprzejmość, różowa jędzo. (Musiałam to dodać, nie byłabym sobą.)
- Pierdol się, kretynko! – jednak nie była kreatywna.
Chyba chciała mi uprzejmie powiedzieć do widzenia. Nie pozostałam dłużna. Ja?! A w życiu!

Kobieta była ewidentnym przypadkiem sfrustrowanego trybika w wielkiej maszynie do robienia pieniędzy. Podejrzewam bankowość korporacyjną. To branża, która w ostatnich latach ma poważne kłopoty, a wcale nie zanosi się na to, że będzie lepiej. I to wszystko odciska tragiczne piętno na pracownikach sektora. Wychodzi taka potem na ulicę i kompletnie się gubi, nerwy z byle powodu. Przeżywa załamania nerwowe, nie wytrzymuje presji.
Może ma urlop. Jakby ją zwolnili, to nie przyjechałaby biegać. Właśnie przyjechała (sic!). Normalnie, żeby biegać, nie trzeba jeździć na bieganie, więc jej nie zwolnili. Wzięła wolne. A tu taka bezczelna baba z Godzillą na ręku śmie ją wytrącać z równowagi…

Stanowczo lemingi w dobie kryzysu powinny mieć wsparcie psychologów, coachów w ramach umowy o pracę. To poprawi ich kondycję. Trzeba nawet z budżetu dać na to pieniądze. Nie ma co oszczędzać na psychice sektora bankowego. I jakby to pchnęło gospodarkę!
Po pierwsze, ruszy sektor usług psychologicznych, czyli drobne punkty usługowe. Kanapa, coach lub psycholog. Nawet lokalu nie trzeba wynajmować. Można kanapę pod parasolem i na dworze. Albo kanapę na kółkach. Producenci kanap szybko odczują ten ruch na rynku – jest popyt, trzeba łapać. Oczywiście można i w lokalach. Miasto i prywatni właściciele też wtedy zarobią. Nie mówiąc o uczelniach mających w ofercie kierunki psychologiczne (o, na tym sama bym zyskała). Jakby nie było, medycyna też pójdzie naprzód i może rodzimy przemysł farmaceutyczny zyska na generykach leków antydepresyjnych.
Po drugie, poprawa kondycji psychicznej sektora korporacyjnego przełoży się na jakość oferowanych przez niego produktów. Teraz nie jest najlepiej. Czym oni konkurują? Jak się przyjrzeć, to nic nowego, tylko marketing. Istnieje ryzyko wprawdzie, że to nieco uderzy właśnie w reklamę i marketing, ale tym to jednak należy się jakieś przewartościowanie. Poprzewracało się w głowach, niech otrzeźwieją.

Po nitce do kłębka. Jest problem, trzeba leczyć. Debaty o ekonomii nic nie wniosą, jak oni tego człowieka nie zobaczą, tej kobiety sfrustrowanej, co jeździ biegać i ma problemy z parkowaniem. Panie Kaczyński, Pan rozumie? Tego leminga trzeba leczyć. Już teraz, pilnie, bo kryzys idzie głębszy. Zapobiegać, ruszyć drobnych przedsiębiorców, niech się teraz dorobią na tych frustratach. Nie wielkie banki, ta zgniła finansjera, a rzemieślnik: stolarz i tapicer oraz psycholog utrzymają gospodarkę. Nie utoniemy, Panie Kaczyński, będzie dobrze.

Godzilla zrobiła Pani na pożegnanie wielkie „łaaaa”. Godzilla to się zna na ludziach.

2 komentarze:

  1. ee tam buractwo zdarza się wszędzie i nie straszne mu żadne sektory;) może pani pracowała w solarium, albo na bazarze bluzki sprzedawała po 11,50 tylko ją jakiś bogaty klient wyhaczył i teraz zgrywa "królową szos"w tym audi made in germany;) Godzilii gratuluję asertywności;) I tej wiedzy o ludziach rzecz jasna!Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. na solarium była za blada ;) pewnie, że buraki są wszedzie - ja tylko tak sobie wydumałam:))! dzięki:)

    OdpowiedzUsuń