Jest problem. Poważny. Nie żaden kryzys twórczy, nie, nie. Pisać mogę obudzona o 3 w nocy (to dopiero bym napisała!). Problem jest taki, że Godzille właściwie nic dziś nie zrobiły. Standard, rutyna, zero dodatkowych wrażeń…
Dzień zaczął się (tradycyjnie) rano: śniadanie, stajnia, koń. Godzilla puściła się w galop. Nic nowego. Puszcza się w galop regularnie. Wprawdzie urwała się z lonży i poszła w galop po całości, ale co tam. Nie spadła, nie ma o czym pisać.
Potem powrót, karmienie. Należało wlać w Godzille te ugotowane zapobiegliwie 5 litrów rosołu z kluchami. Spacer. Tym razem spacer do centrum handlowego w celu przycięcia Godzillom fryzur. Miały już zbyt bujne, a to było kłopotliwe. Trzeba by czesać, a Godzille nie lubią czesania. Kto by tam gonił z grzebieniem po mieszkaniu za nimi. W celu przycięcia grzywy młodej Godzilli konieczne było jej wożenie samochodem przez pół miasta, żeby ją uśpić. Na żywca by sobie nie dała.
Obiad. Rodzice zjedli znowu dynię, więc naprawdę nie ma, o czym pisać.
Na deser.. ciasto śliwkowe. Pisałam już o nim, więc po co znowu!
Spacer na plac zabaw odpuściliśmy, w zamian za to jedną Godzillę posadziliśmy przed telewizorem. Drugą szurgnęło się do lekcji.
- No ucz się tej ortografii!
- Ale dlaczego, tato? Tak w niedzielę?
- Dlatego! Twój pradziad był wybitnym polonistą, dziad też.. a Ty co?
- Tato… ale to żaden powód.
Następnie lotna wizyta Dziadków. Godzilla brzdąknął na pianinie utwór. W zamian za to oraz ruszającego się zęba poprosił o wsparcie finansowe na zakup tableta. Ten to się umie ustawić.
Kąpiel i poszły spać. Teraz śpią, no to, o czym tu pisać?
Nie idźcie sobie… zostańcie – to naprawdę nie moja wina, że Godzille były dziś nudne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz