Mała Godzilla opanowała wszystkie dźwięki paszczą konia. Nie-paszczą pewnie też, ale nie wnikamy. Duża Godzilla opanowała dźwięki oraz czyszczenie bydlęcia i jazdę wierzchem. To znaczy na wierzchu konia, tak na górze. Co nie znaczy, że nie zdarza jej się lądować pod koniem, pod brzuchem albo plątać się między kopytami. Dla rodziców jest to niewątpliwie stresujące, do tego stopnia, że matka (ja) postanowiła sprawdzić doświadczalnie, jak to jest. Na wierzchu super. Pod spodem mniej fajnie i tyłek boli. Tyłek w ogóle boli, ale nic dziwnego, bo trzeba go zawijać. Pępkiem do rąk, pupa pod siebie, dociskać łydkami i trzymać kolanami. Godzilli przychodzi to jakoś tak naturalnie, ja się muszę porządnie zmęczyć, żeby osiągnąć efekt i skoordynować wszystkie elementy. Młoda Godzilla na razie wierzchem jeszcze nie, ale zdarza jej się intensywnie klepać konie po grzbiecie (czasem starszy brat pozwala usiąść w siodle, ale to niebezpieczne dla konia). Maluszek potrafi też walnąć zwierzę po nozdrzach – niektóre konie psychicznie tego nie wytrzymują. Staramy się więc ograniczać jego kontakty z nieparzystokopytnymi. Za drogie zwierzęta, żeby odkupić jakby co. Wypuszczamy na padok – Godzillę oczywiście, bez koni.
Generalnie cykliczne wizyty w stajni mają na Godzille i na mnie wpływ zbawienny. Ja jestem tak zmęczona, że jest mi wszystko jedno i przymykam oczy na kolejne wybryki Godzilli. Te zaś tracą odrobinę energii. Niestety przerabianie jej w masę mięśniową powoduje u nich gwałtowny głód. Trzeba wracać szybko do domu, matka musi natychmiast stawać do garów, ba kotłów… Co w moim przypadku niweluje efekt terapeutyczny uzyskany podczas jazdy konnej. Dlatego dziś – wyprzedzając głód Godzilli, ugotowałam na zapas:
- bezglutenowy rosół – około 5 litrów ,
- spaghetti z sosem mocno mięsnym with the touch of pomidory – tak tylko dla koloru (kluchy w wersji glutenowej i bez),
- marchewkę z ziemniakami – też w wydaniu z glutenem i bez,
- sałatkę jarzynową (nic się nie marnuje) z jajkami i majonezem, ale bez glutenu,
- do tego glutenowe ciasto (jedna Godzilla obejdzie się smakiem, trudno).
I nie dałam im tego od razu zjeść, żeby starczyło „napokoniu”. Dziś zjedli resztki z wczoraj. Nic się nie marnuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz