niedziela, 26 stycznia 2014

Niby zupełnie poważne wyznanie

Z reguły "głośno" nie publikuję opinii. Skupiam się na Godzillach i udaję taką intelektualnie obojętną. Nie narażam się, taka jestem niby dla wszystkich zjadliwa, taka niby demokratyczna. Niby widać preferencje, ale bez przesady. Taka przykładna matka i żona. Nie szaleje za bardzo, no do czasu. Nie uzewnętrznia na wallu, ile wypija, o której wraca i gdzie się melduje. No czasem, ale to już niezbędne dla wizerunku drobiazgi. Żeby nie było, że mam nudne życie. A nie mam. To dziś jadę po opinii, żeby jednak było, że jakieś poglądy mam.

Wychowałam się w domu niby katolickim, ale tak nie do końca. Tak od przypadku do przypadku, bez przesady, tyle, ile wypada. W domu, w którym negatywne opinie na temat Kościoła zawsze były też okraszone "ale" - nie wszyscy, oddziel ludzi od Boga i wiary, wiadomo, instytucja. W każdym razie zawsze było ale, bo nie wypadało tak otwarcie mówić, że jednak ta instytucja mocno odbiega od wyobrażeń. W pewnym momencie więc zrezygnowałam z udawania.
Zwyczajnie mam to gdzieś, a wiara to nie moja bajka. Nie przekonuje mnie w żadnym calu, nie boję się piekła, a grzeszyć owszem nawet lubię. Nie jedno mając na sumieniu i nie będąc za to ukarana gromem z nieba, uznałam, że cała ta heca i obietnice życia po życiu są mało adekwatne, nie ta retoryka, nie ten poziom dyskursu, do którego przywykłam. No dobrze, posłałam obie Godzille do chrztu, raz ulegając tradycji rodzinnej, drugi raz - w zasadzie chciałam odbyć wydarzenie. Bez wiary w jego magiczną moc. Bez wiary w jego głębię - jako element tradycji, bo skoro jeden syn, to i drugi. Po prostu było sympatycznie. Podobnie - obchodzę święta według tradycji ewidentnie chrześcijańskiej, ale bez głębi, jedynie ze wzruszeniem, że moje dzieci co roku się przy choince zmieniają, że coraz świadomiej są z nami. I tyle mojej duchowości wystarcza.

Cała reszta opiera się na zakodowanej praworządności i obywatelskości, które nie z katolicyzmu wynikają, a raczej z tradycji łacińskiej, w którą o dziwo - wierzę bez specjalnych zastrzeżeń. Ba, utwierdzam się w tej wierze z każdą przeczytaną książką, artykułem, opracowaniem, choć nie zgadzam się ze wszystkimi. Nie muszę się zgadzać, jest możliwość dyskusji. Ta wiara wymaga od mojego rozumu nieustannego spierania się, gra na argumenty toczy się już od ponad dwóch tysięcy lat. Uczestnictwo, choć niezwykle skromne i w zasadzie bierne jednak daje siłę i pewność, że warto, że wynikają z tego fenomenalne wartości, stanowiące fundament mojego absolutnego człowieczeństwa. Mogę nie rozumieć, mogę podziwiać, ale mam wybór. Oczywiście, i tu zdarzają się fanatycy, twórcy ideologii niebezpiecznych, ale mimo wszystko - mam wybór - nie muszę im ulegać. Tego katolicyzm nie daje. Jego oferta jest jednoznaczna, albo-albo. Czarne i białe, żadnych półśrodków, szarości, relatywizmu. Tyle że to dziś zupełnie nie przystaje do życia. Nie pasuje do złożoności świata. I co najbardziej uderza to to, że Kościół zawsze czarno-biały był w warstwie deklaratywnej, w czynach dopuszczał wszelkie środki. Nieustające rozdwojenie jaźni. Paradoks wiary. Słabej wiary? I nie przeczę, nie wszystkich to dotyczy.

Tyle, że jeśli urzędnicy są kiepscy, to cięgi dostaje całe państwo. Tu uogólnienia są zrozumiałe, a w przypadku Kościoła nie? Otóż od instytucji tego typu wymagać powinniśmy więcej, jeśli ta wiara ma przetrwać w formule czarno-białej, to chyba powinna być bez zarzutu? Bo w przeciwnym wypadku, warto otworzyć się na nowoczesność, na uczenie się nowych warunków życia, na konieczność dostosowania zasad do realiów, naszych, ludzkich.

A nie magia, zabobony i palenie na stosie. Tylko czy jest z kim rozmawiać? Zagrożona wiara, zagrożona instytucja okopuje się w fanatyzmie, nie dopuszcza żadnych sprzeciwów. Święta wojna? A orężem manipulacja i fałsz. Bo jakoś nie mogę uwierzyć, że wszystkie te obrzydliwe słowa są wypowiadane z głębokości wiary... Manipulacja oznacza wyłączenie podmiotowości. Ja dziękuję, swoją zachowam, wierząc w cywilizację po prostu, w rzeczową dyskusję, spór akademicki, w obywatelskie zasady, w umysł otwarty i podmiot, w moje ja, w różnorodność.

Takie niby wyznanie wiary. Niby, bo wszystko jest niby na niby.
Zabawa słowami, ot co.


PS. Długo w takim poważnym ujęciu nie wytrzymam, także zupełnie się nie przejmujecie, Durska jest Durska, trzeba wierzyć w Durską, że następny tekst pieprznie (uwielbiam kląć, gromy nie lecą, to niech mięso lata) już w swoim właściwym zupełnie prześmiewczym nastroju i trzeba wierzyć w Godzille, że dostarczą tematów. Poza tym, mięso już dziś latało, spaliłam obiad, czeka mnie szorowanie patelni grillowej. Może stąd u mnie ten poważny ton, te dywagacje o wierze. Bo nawet Platon mi kurwa teraz nie pomoże, ani ojcowie demokracji, ani Heidegger, umysł otwarty, ba nawet krytyczny będzie o KANT dupy potłuc. Czas uwierzyć w LUDWIKA i gąbki Jana Niezbędnego.

6 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że dla wielu osób wypowiadających się o wierze anty-, wiara = katolicyzm i to ten polski. A to błąd, bo w polskim piekiełku nie ma miejsca na prawdziwą wiarę. Tu faktycznie brakuje opcji wyboru, który w wierze jest. Ja, na ten przykład, wierzę. Czy to znaczy, że bezmyślnie biorę wszystko, co serwuje mi nasz Kościół? Nie. Bo dano mi umiejętność myślenia. I mam przecież wolną wolę, którą dał mi ten najwyższy. Nie proboszcz, kardynał czy pani profesor od hejtowania WOŚP-u. Czy to znaczy, że będę jak Rejtan bronić katolicyzmu? Nie tego typowo polskiego. Bo wiele w tej instytucji mi się nie podoba. Instytucji, nie wierze. Bo moja wiara z tą instytucją ma tak naprawdę niewiele wspólnego. Wierzyć można nie tylko tak, jak pokazują to w mediach :)

    PS: Życzyć powodzenia w walce z patelnią? Czy życzyć zakupu nowej? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odmaka, poddalam sie na razie. Fakt, polskie piekielko jest tu szczegolne.. Racja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas czyni cuda ;)
      PS: W jakiej Ty (a właściwie Twój blog) strefie czasowej funkcjonujesz? :D

      Usuń
  3. Zgadzam się z Durską. I na poważnie. I na niepoważnie.
    I wierzę, że Durska da radę. Nawet z patelnią bez Kanta. Jak się daje radę dwóm Godzillom to z jednym garem miało by się nie udać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Patelnia bez Kanta..tak, nie ma kantów;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Amen ;)
    Jakbyś spisywała moje myśli.

    OdpowiedzUsuń