niedziela, 24 listopada 2013

Jak doprosiłam się w końcu whisky z tonikiem



Kanapka z pasztetem ma w sobie wiele postindustrialnego uroku. W zasadzie pasztet jest kwintesencją postmoderny, a nawet nie tyle postmoderny co tego stanu po post. Przecież upieczony. Kanapka z pasztetem zawsze wprawia nas w takie umysłowe, leniwe i niedzielne rozedrganie. Że może by coś jeszcze, że człowiek czuje niedosyt, ale jak to możliwe? Wszystko zostało już powiedziane. Kiszony ogórek stawia kropkę nad i. Czy coś jeszcze można dodać? Czy coś jeszcze wymaga interpretacji?

Absolutnie nie. Na deser drożdżowe.

Rolka – obiecałam na jej temat. Otóż rolka cieszy tylko wtedy, gdy jest pełna. Zachowuje się jednak jak szybko upijająca się kobieta. Szast prast i po rolce, szast prast i po zabawie. Pozostaje tylko wstyd, kiedy pusta nabita na drążek, pokazuje swoją bezwstydną nagość i każe krzyczeć do członka rodziny, daj nową, znowu ktoś nie włożył przed.

Nagość rolki, kiedy już się opadnie z tego wstydu, bywa twórczo prowokująca. W obecnych okolicznościach kalendarza posłużyć może jako baza do mikołajów oraz aniołków.

Durska na przykład wspomogła proces twórczy Godzilli starszej i poszło aż sześć aniołków na konkurs. Połączone łańcuchem z gwiazdek. Godzilla ciął gwiazdki, matka rysowała z szablonika skrzydełka, ojciec też załapał się przy taśmie i operował spinaczem. Godzilla młodsza zaś dostarczał materiału.

Sielska scena zakończona pasztetem, wzmiankowanym powyżej.

PS. Niniejszy wariacki post dedykowany jest Osobie, która próbowała czytać sens i wygryźć drugie dno oraz szczegółowo poddawała analizie podmiot literacki. Otóż podmiot naprawdę nie ma drugiego dna. Ma tylko duży tyłek, ale bloga pisze ot tak. Sens jest, jak jest zabawa. I o to w tym chodzi.

Generalnie, chodzi o to, że żyjemy w krainie absurdu. Bywa, że absurd wychodzi nam bokami, co może wprawiać w niegodny nastrój. Ale bez nastroju nie byłoby poezji, nieprawdaż?
 
A’propos poezji, Godzilla starszy spotworzył wiersz i kazał zamieścić.



Jeśli zaś ja dziś kogoś wprawiłam w zadumę, to z góry wyjaśniam. Od tygodnia Durski nie chce zrobić mi drinka, bo mówi, że się nie opłaca. A jak nawet by się opłacało, to nie jest w stanie wepchnąć toniku do lodówki, gdyż – jak twierdzi – tam jest pasztet. A sam kupił. I czyja to wina?

9 komentarzy:

  1. No wiadomo, że jego wina! Za każdym nieszczęściem kobiety stoi mężczyzna, który nie chce zrobić drinka! Mój mi nie chce oddać swojej coli, mówi, że jak ostatnia to nie da! A sam na diecie i drinka nie wypije jeszcze długo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytał posta i zrobił.. ruszyło go sumienie.. ale wlał tyle, że nie mogę już dzis pracować;)))

      Samce są bezczelne, prawda??!!

      Usuń
  2. Drinka nie mogę, a pasztet nam się skończył. Znowu trzeba będzie piec. Co to za niedziela. Listopadowa jakaś taka.

    Wiersz mnie zachwycił. Cudny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przekażę Godzilli:)) się ucieszy. ano taka niedziele, taka, a tu poniedziałek... nie wiem, czy to lepiej;))

      Usuń
  3. Wiersz świetny, zdolny młody człowiek! Po Tatusiu? :P
    i lepsza niedziela bez pasztetu, niż poniedziałek...też bez pasztetu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po mamusi, po mamusi. Po tatusiu to klocki lego. NOOO..
      tak, poniedziałek jak do tej pory bez pasztetu - oby tak dalej;)).

      Usuń
  4. Aga bidulko przyjedź do mnie daleko nie masz ja Ci zrobię tego drinka nawet dwa jak będziesz chcieć :DDDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do pasztetu i drugiego dna: na ogórasa -kiszonego- posypać cebulkę, a na to przyprawę chilli;) mmuuaa

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń