Kanapka z pasztetem ma w sobie wiele postindustrialnego
uroku. W zasadzie pasztet jest kwintesencją postmoderny, a nawet nie tyle
postmoderny co tego stanu po post.
Przecież upieczony. Kanapka z pasztetem zawsze wprawia nas w takie umysłowe,
leniwe i niedzielne rozedrganie. Że może by coś jeszcze, że człowiek czuje
niedosyt, ale jak to możliwe? Wszystko zostało już powiedziane. Kiszony ogórek
stawia kropkę nad i. Czy coś jeszcze można dodać? Czy coś jeszcze wymaga
interpretacji?
Absolutnie nie. Na deser drożdżowe.
Rolka – obiecałam na jej temat. Otóż rolka cieszy tylko
wtedy, gdy jest pełna. Zachowuje się jednak jak szybko upijająca się kobieta.
Szast prast i po rolce, szast prast i po zabawie. Pozostaje tylko wstyd, kiedy
pusta nabita na drążek, pokazuje swoją bezwstydną nagość i każe krzyczeć do
członka rodziny, daj nową, znowu ktoś nie
włożył przed.
Nagość rolki, kiedy już się opadnie z tego wstydu, bywa
twórczo prowokująca. W obecnych okolicznościach kalendarza posłużyć może jako
baza do mikołajów oraz aniołków.
Durska na przykład wspomogła proces twórczy Godzilli
starszej i poszło aż sześć aniołków na konkurs. Połączone łańcuchem z gwiazdek.
Godzilla ciął gwiazdki, matka rysowała z szablonika skrzydełka, ojciec też
załapał się przy taśmie i operował spinaczem. Godzilla młodsza zaś dostarczał
materiału.
Sielska scena zakończona pasztetem, wzmiankowanym powyżej.
PS. Niniejszy wariacki post dedykowany jest Osobie, która próbowała
czytać sens i wygryźć drugie dno oraz szczegółowo poddawała analizie podmiot
literacki. Otóż podmiot naprawdę nie ma drugiego dna. Ma tylko duży tyłek, ale
bloga pisze ot tak. Sens jest, jak jest zabawa. I o to w tym chodzi.
Generalnie, chodzi o to, że żyjemy w krainie absurdu. Bywa,
że absurd wychodzi nam bokami, co może wprawiać w niegodny nastrój. Ale bez
nastroju nie byłoby poezji, nieprawdaż?
A’propos poezji, Godzilla starszy spotworzył wiersz i kazał
zamieścić.
Jeśli zaś ja dziś kogoś wprawiłam w zadumę, to z góry
wyjaśniam. Od tygodnia Durski nie chce zrobić mi drinka, bo mówi, że się nie
opłaca. A jak nawet by się opłacało, to nie jest w stanie wepchnąć toniku do
lodówki, gdyż – jak twierdzi – tam jest pasztet. A sam kupił. I czyja to wina?
No wiadomo, że jego wina! Za każdym nieszczęściem kobiety stoi mężczyzna, który nie chce zrobić drinka! Mój mi nie chce oddać swojej coli, mówi, że jak ostatnia to nie da! A sam na diecie i drinka nie wypije jeszcze długo.
OdpowiedzUsuńPrzeczytał posta i zrobił.. ruszyło go sumienie.. ale wlał tyle, że nie mogę już dzis pracować;)))
UsuńSamce są bezczelne, prawda??!!
Drinka nie mogę, a pasztet nam się skończył. Znowu trzeba będzie piec. Co to za niedziela. Listopadowa jakaś taka.
OdpowiedzUsuńWiersz mnie zachwycił. Cudny.
przekażę Godzilli:)) się ucieszy. ano taka niedziele, taka, a tu poniedziałek... nie wiem, czy to lepiej;))
UsuńWiersz świetny, zdolny młody człowiek! Po Tatusiu? :P
OdpowiedzUsuńi lepsza niedziela bez pasztetu, niż poniedziałek...też bez pasztetu
Po mamusi, po mamusi. Po tatusiu to klocki lego. NOOO..
Usuńtak, poniedziałek jak do tej pory bez pasztetu - oby tak dalej;)).
Aga bidulko przyjedź do mnie daleko nie masz ja Ci zrobię tego drinka nawet dwa jak będziesz chcieć :DDDD
OdpowiedzUsuńCo do pasztetu i drugiego dna: na ogórasa -kiszonego- posypać cebulkę, a na to przyprawę chilli;) mmuuaa
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń