piątek, 18 października 2013

Matka i jej zasoby





Niniejszy post zacznę od tak zwanego statement, a następnie przejdę do meritum (to na wypadek, gdyby ktoś z zasady pomijał wstępy, to meritum będzie miał po akapicie albo dwóch – jeszcze nie wiem, bo nigdy nie planuję z góry, zawsze piszę z dołu).
Statement dotyczy dzisiejszego komentarza matki Durskiej na ścianie. Matka przyznała rację Pani Środzie w kwestii kleru. Matka podkreśla, iż kler w swojej masie powinien poprawić rozumienie nowoczesnego świata, znaczy wyjść mu naprzeciw. I kościół to instytucja – a już zwłaszcza wtedy to instytucja, gdy staje do konkurów o rząd dusz. Dlatego poprawa jakości usług powinna zostać wpisana w tej instytucji jako priorytet zadań na najbliższy czas. Wtedy PR nie będzie potrzebny, bo jak wiadomo prawdziwa cnota rzeczników nie potrzebuje, a media się zamkną. Natomiast dobrze, że dyskusja – choćby i na ścianie Durskiej – się odbywa, bo oznacza to, że nie czytamy i oglądamy bez refleksji tego, co nam szanowne media podają. Także wszystkim gadającym – bardzo dziękuję! Zainteresowani teraz szukają profilu Durskiej na FB oraz posta z rana.

Teraz meritum, zupełnie z innej beczki.
Matka ma w posiadaniu dwa portfele. Jeden zdywersyfikowany, drugi nie. Ten drugi jest portfelem płatniczym i w zasadzie nie będzie podlegał dalszym rozważaniom, gdyż jego zawartość to kwity, rachunki, karteczki i kilka złotych polskich. W końcu środek miesiąca, to się matka wyprztykała. Drugi portfel matki Durskiej zaś to przykład konsekwentnie realizowanej strategii finansowej opartej na systematycznych inwestycjach (z pierwszego portfela, dlatego on pusty) w – nazwijmy to – akcje licznych przedsiębiorstw polskich i zagranicznych oraz dowód na to, że kobieta jest ze wszech miar lojalna, wspiera też rozwój lokalnej przedsiębiorczości. Portfel zawiera różne pakiety, dające matce pewność przetrwania na długi czas. Matka – inaczej mówiąc  z tego portfela odcina kupony. Ma tam stopę zwrotu. I to całkiem ciepła stópka.
Otóż matka ma tam karty. Pierwsza, najczęściej używana służy do odbierania punktów w lokalu z sokami i kawą, matka tam bywa często z uwagi na fakt, iż świeże soki są zdrowe dla Godzilli, a kawa jest potrzebna matce. Raz na jakiś czas matka idzie więc na kawę za punkty. Najlepiej chodzić z kimś, to wtedy się zgarnia punkty tego kogoś też, chyba że ktoś też zbiera (się płaci tylko za swoje oczywiście). Cóż, to popularna karta.
Kolejna karta jest mniej nowoczesna i działa na stempelki, ale na szczęście nie ma ograniczeń czasowych, więc matka i po dwóch latach może sobie kawę za 11 stempelków odebrać. W takiej pobliskiej kawiarni koło metra, znakomita kawa, znakomita. Durska lubi działania długofalowe, w inwestycjach nie ma co się spieszyć. Warto inwestować. Matka jak chodzi tam z kimś, to za innych też bierze stempelki. Kobieta inwestuje z głową – portfel mobilizuje do takich właśnie przemyślanych strategii.

Karty te bowiem zapewniają matce przetrwanie w najtrudniejszych momentach, kiedy portfel numer jeden ma już tylko kwity, znaczy, gdy złote z przegródki na drobne też wyparowały.

Jest również zestaw kart służących zakupom środków trwałych (przez jeden sezon). I tak – karta do Marksa i Spencera (znalazłam tam jedną marynarkę i ona nie jest pańciowata), karta do sklepu Pepe Jeans w Piasecznie (mają dżinsy za 69 zł, z kartą taniej), karta do Empiku i jakiegoś kina (nabijam, ale nie używam), do sklepów dzieciowych – zawsze się może przydać, jestem matką przecież, karta do Sephory (nawet listy do mnie piszą, że mogę odcinać kupony od poprzednich inwestycji), karty do H&M – wyjęłam z gazet, ale nie użyłam, bo mi się nie chciało jechać (mogły się zdewaluować, ale jeszcze potrzymam), karty do księgarni, zwłaszcza do Prusa (za dobrych czasów zostawiałam tam przyzwoite kwoty). Mam i kartę do winiarni, kiedyś mnie tam tak nagrodzili, że musiałam po starego dzwonić, bo dostałam tyle butelek, że nijak do domu nie mogłam z tym wracać (chodzi o to, że ciężkie były, a nie że błędnik mi zaszfankował).

No fakt, do wspomnianej we wstępie (patrz na samą górę) instytucji nie posiadam żadnej karty. Nie dają zniżek, nie ma profitów namacalnych. Mają problemy z lojalnością klientów. A to takie proste – jest karta, jest klient i do tego wierny. No tylko usługi na poziomie muszą być, bo jak kiepskie, to ja sobie portfela nie zaśmiecam. 

PS. Obrazek znalazłam nie pamiętam gdzie, ale on JEST podpisany.

1 komentarz:

  1. fakt, takie karty zazwyczaj przyciągają mnie do danego miejsca ponownie ;)

    OdpowiedzUsuń