Wreszcie, kapuchy jak lodu. Upragnionej, w dodatku zielonej.
Nie ma to jak mocna waluta, zwłaszcza w porze obiadowej.
Gar kapuchy to zdrowie. Z koperkiem i na boczku. Pokrzepiona
rodzina jak należy. Matka szczęśliwa wprawdzie nie leży... ale…
Sielskość bije z gara, więc ton matki zrobił się też taki
jakiś. No dobra koniec, Durska, to Durska, rustykalnie jednak niestrawna, nawet
jak wie, jak pokrzepić rodzinę.
Godzilla złożona różyczką padła. Jak dla mnie to ta różyczka
ma dobre strony – trzeba się cieszyć z takich drobiazgów, przecież.
Matka spotkała się dziś z pediatrą celem potwierdzenia
diagnozy. Wysypka bowiem trafia na FP od razu jak się pojawiła i wiele osób się
wypowiedziało o jej pochodzeniu. Matka ma grono fanów, na których może liczyć. Najczęściej
sugerowano szkarlatynę. Kwestia ta została też szczegółowo omówiona przez matkę
na czacie. Padła jednak i propozycja różyczki. Matka chciała jednak diagnozę potwierdzić.
Chciała taniej, jakby za państwowe składki, ale odesłali ją z kwitkiem. Mimo,
że na wejściu zaprezentowałam wszystkie propozycje, jakie padały podczas
internetowej wymiany zdań. Na wszelki wypadek trzymałam w łapie włączonego
Androida, żeby – jakby co – dorzucić możliwości. Na nic to się zdało.
Recepcjonistka była zimna jak głaz – albo trzy godziny w izolatce i może ktoś
nas przyjmie, albo nic. Wybrałam opcję drugą. Mam bowiem w zapasie niezawodnego
pediatrę. Wprawdzie za stówę, ale z opcja do domu. Pediatra rośnie wraz z
Godzillami – to znaczy towarzyszy nam od zarania. Brał bowiem czynny udział w
wyciąganiu stworzeń z matczynych czeluści. A potem doradzał, jak szyć –
proponował koronki łowickie na matki brzuchu. Taki zacny pediatra.
Jak odwiedza Godzille, to zawsze sugeruje im lewatywę.
Godzilla starszy raz się nawet zgodził, a dopiero potem zapytał, co to jest.
Więcej nie dał się nabrać. Oczywiście do wzmiankowanej nie doszło.
Matką też się pediatra zajmuje czasami – raz Godzilla
starszy jak był zupełnie młodszy spadł z kanapy, to pediatra oznajmił, że
przyjedzie, ale nie do dziecka, tylko do matki. I właściwie to powinien przyjechać
do mnie z psychiatrą. Wie jak pocieszyć. Szczery do bólu i sypie kawałami. A i
jeszcze podpuszcza męża, że się ze mną umawia. A jak dzwoni matka jakaś według
niego nieogarnięta, to taka ma przekichane.
- Dziecko się uderzyło..
- W co?
- w kaloryfer!
- To Se pani hydraulika wezwie…
Kto go zna?
Poza tym jest świetnym diagnostą. I potwierdził różyczkę.
Następnym razem poprzestanę jednak na Fejsie, będę stówę do przodu, bo nie ma
to jak zacne moje grono. Doceniam!
Wszystkich, którzy mieli z Durskimi kontakt w ostatnim
czasie uprasza się o natychmiastowe zgłoszenie do stacji
sanitarno-epidemiologicznej w celu wykluczenia zarażeniem różyczką. Ponieważ
wszyscy kontaktowali się z nami z własnej i nieprzymuszonej woli, to my żadnych
roszczeń nie przyjmujemy. Co najwyżej matka Durska uraczy kapuchą z gara.
Czy kontakt wirtualny też się liczy? Bo my na tą kapuchę byśmy się zwalili ;) Weekend upłynął pracowicie i aktywnie i nie mam obiadu na cały tydzień :D
OdpowiedzUsuńWracajcie szybko do zdrowia!
Kapuchy jak lodu! zapraszam:) wszystkich - nawet wirtualnie porażonych. jestem miszczem kapuchy na boczku;))
OdpowiedzUsuńzdrówka, a lekarz z jajami ;D
OdpowiedzUsuńTo przybywamy ;) po kapuchę ;)
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj też kapuchę gotowałam! :)
OdpowiedzUsuń