Dla sportu – matka napisze. Nie ma matka nic konkretnego,
żadnych newsów. Dziś w mediach gościły słoiki, matka wekuje sama. Ale nie
wywozi. Spożywa w zaciszu – na zimę wekuje albo na zapas. Weki dobra rzecz, ale
nie w wekach rzecz.
Miało być dla relaksu albo tak dla sportu.
Szanowna Pani Matko,
Czy byłabyś tak łaskawa kobieto i poszła wreszcie spać? A
nie śmigasz mnie po wszystkich zakamarkach i nieustannie coś kręcisz. To jest
nie do zniesienia – żeby tak non stop. Ja rozumiem bezsenność, ale w czasie śmigania
nikt nie zaśnie. Śmiganie trzeba wyłączyć, wtedy i ja się prześpię, a Tobie się
kondycja poprawi. W przeciwnym wypadku nie ręczę za efekty. Prawdopodobnie się
zawieszę, przepalę i będzie to proces nieodwracalny. Nie pomoże zalewanie kawą
ani zapychanie lodami. Nic już nie będzie działać. Nawet magnez. O innych
substancjach nie wspomina, bo jesteś w tym wieku, w którym nie wypada. Za stara
jesteś i już. Idź spać głupia babo.
Z poważaniem,
Twój mózg
Dlatego dla relaksu i sportu, dlatego. Mózg mi dziś wypluł
taki niesympatyczny komunikat. Odmówił współpracy. Przestał sterować – matka
próbuje pisać, a ten, że nic z tego i nie macha mi łapami. Zawisły one nad
klawiszami w niemym milczeniu – o, jakież piękne zdanie wypadło, ale to przez
przypadek – matka unika takich krągłości, bardzo przepraszam. Może dla
równowagi powinnam zakląć?
Zresztą. Leżały tak te moje ręce. Nic, żaden sygnał nie
przechodził, połączenie zerwane. Każdy organ w swoją stronę. Zebrała się matka
w sobie, otrząsnęła, pisanie skończyła i wyszła, co kosztowało ją dużo wysiłku.
Poszła do przedszkola. Wchodzi. A Godzilla – pierwszy raz – przed nią ucieka.
Normalnie chowa się po kątach i wrzeszczy, że on z mamą nie idzie. Cóż za
przyjazne powitanie, myśli matka. A w nocy małpa wrzeszczał:
- Tata!!!! TATA!!!!! Chcę do mamy!
W nocy byłam nie zastąpiona. A w dzień? No cóż. Taki zawód,
ale może to nie jest źle. W końcu samiec i już wychodzi z gniazda. Czas o
kadetach pomyśleć.
- Chodź synku z mamusią.
- Nie.
- Na lody?
- Nie.
- Po książeczkę?
- Nie.
- Cholera.
- Po cholele nie!
- Na koktajl?
- Na plac zabaw!
Załatwione. Wyszliśmy. Idziemy.
- Po książeczkę najpierw, mamo, i na lody i na koktajl!
- Ale nie chciałeś??!!
- Chciałem.
No cóż. Winę zwalam na mózg. Nie zadziałał w porę, nie
wykrył zagrożenia.
Do tego jeszcze trzeba było dorzucić koparę. Okazało się
bowiem, że bez kopary nie można żyć. Na wszelki wypadek kupiłam szybko, bo
Godzila był gotów zejść na drogę przestępczą i dokonać rozboju na wszystkich
innych posiadaczach kopar. A jak już miał swoją, to został królem piaskownicy.
Normalnie wymiatał. Nawet mu łopatki podawali.
W ostatecznym rozrachunku poniesione nakłady jednak
przyczyniły się do przewietrzenia mózgu matki. Idę teraz pisać na życie. Znowu
do rana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz