niedziela, 7 kwietnia 2013

W starym kinie…






czyli jak Godzilla został widzem kinowym... relacja OJCA, który tam był.


 
Dziś Godzilla młodszy był pierwszy raz w prawdziwym kinie!
Od razu uprzedzę: poszliśmy… na film.

Radość już od wejścia wywołały wyłożone kolorowanki z bohaterem seansu, a szczególnie kredeczki świecowe, tak od razu we foyer (kredeczek rodziciele w domu skąpią, bo mają dość wydłubywania ich resztek z zakamarków podniebienia). Ktoś tam w tym kinie wie, czego potrzeba młodym widzom.

Godzilla wpierw posiadł drogą zasiedzenia wszystkie środki malarskie i piśmiennicze w hallu kina. Jako samiec z zadatkami na osobnika alfa, pozbawił konkurentów większości kartek i ołóweczków, by potem, po ozdobieniu kreskami z pół tuzina arkuszy (dla Mamy, Baby, Dziadzi, Brata i Krokrona), raźno ruszyć do sali projekcyjnej, rozdając po drodze napotkanym osobom kupony od Monopoly, które wcześniej skwapliwie zabrał był z domu.
Nie ma to jak mieć dobre wejście!











W sali kinowej zajął centralne miejsce, w najlepszym rzędzie, oświadczywszy wszem i wobec, iż on „tu siedzi i jest kowbojem” – żeby się przypadkiem nikt nie pomylił.
Godzilla to ta mała plamka pod samym ekranem, nie to w niebieskim.
O ile Bolek i Lolek nie wzbudził u malucha większych emocji, to już Przygody Pampaliniego w Afryce (zwłaszcza slajdy z Paryża, a szczególnie te z Moulin Rouge) wywołały wręcz spazmy emocji, objawiające się owacją na stojąco na foteliku kinowym.

W międzyczasie, dla pewności czy jest dobrze przyczepiony, Młody Widz trzy razy sprawdzał mocowanie ekranu do podłogi, ścian nośnych i sufitu. Pobłażliwość obsługi kina na owe eksperymenty świadczy o pewnej rutynie zawodowej lub znajomości ze specyfikami takimi jak waleriana lub hydroksyzyna czy oksazepam.

Godzilla, podobnie jak reszta maluchów na sali, był nieco zawiedziony, że na seans składał się tylko jeden odcinek Georga (zwłaszcza, że kolejny zaczął się, ale Pani w czarnym wdzianku przy komputerze skutecznie go wyłączyła). Za to pełen zachwyt wywołało u Godzilli robienie łódeczki z kartki A4.

Także zwiedzanie po seansie samego starego kina – które aktualnie po ostatnim remoncie wygląda zdecydowanie lepiej, niż niejeden multipleks 3D – wzbudziło spore zainteresowanie młodego Widza. Do gustu przypadł mu zwłaszcza projektor AEG (tak na oko sprzed 100 lat co najmniej) a zwłaszcza pewna korbka – taka druga o dołu…
AEG to jednak kawał solidnej niemieckiej roboty, więc nie będziemy musieli, jak sądzę, nic zwracać Filmotece Narodowej.
Przygoda z kinematografią musiała zmęczyć młodego Widza, bo w efekcie, ponad drugie tyle czasu, ile trwało całe wyjście, spędził w objęciach Morfeusza. Obcowanie z kulturą wyczerpuje!

1 komentarz: