W piątek sowa została porzucona przez przypadek na
okamgnienie przy maszynie z jedzeniem. Odleciała. Nie wróciła. Dramat. Matka
dzwoniła po gabinetach, czy może sowa gdzieś nie utknęła. Ale nie. Dzwoni matka
do sklepu, czy są sowy jeszcze. Są. Godzilla nieco udobruchany.
Sobota, jedziemy do sklepu po nową sowę. Godzilla głęboko
wierzy, że nowa sowa przyleciała do sklepu (siostra bliźniaczka). Sowy nie ma,
znaczy była, ale nie ta. Dramat. Matka w zastępstwie przyniosła papugę.
Godzilla na to, że to nie jest sowa jego. Matka na to, że
fakt, ale zawsze może się papuga nazywać sowa i będzie git. Po dłuższym
marudzeniu Godzilla przystał na ten układ (nie obyło się bez dodatkowych
targów, trzeba było dokupić ciastolinę i takie coś z reklamy, co Godzilla
widział i nie odpuścił). Następnie, trzeba było przyrzec, że jeszcze obszukamy
miejsce zaginięcia sowy, bo może kto dobry zostawił w spokoju. Wprawdzie matka
wie, że cuda się nie zdarzają, ale te małe smutne oczy po utracie przyjaciółki,
prawie mnie przekonały do sensowności tego posunięcia.
Na szczęście papuga jakoś podbiła serce Godzilli. I tęsknota
za sową nie jest już tak duża. Papuga nazywa się sowa.
Nie zrozumie nikt, kto nie ma dzieci... że dwójka dorosłych
ludzi jedzie na drugi koniec miasta z nadzieją, że odkupią zabawkę. I jeszcze
wydzwania po instytucjach, czy może ktoś widział. Ale rodzice rozumieją, co to
jest przyjaźń z sową. Nawet jak ta sowa pluszowa.
Mimo sowich tarapatów, dzień należy zaliczyć do udanych.
Rodzice spałaszowali po hamburgerze z ulubionego baru. Godzilla starszy zjadł
tylko pół, bo w drugiej połowie umieścił wszystkie warzywka z tego pierwszego
pół i drugie pół było już niejadalne. Biedny starszy… poszedł spać w
nieświadomości, że matka i ojciec na obiad jutro planują grillowanego indyka z
sałatką. Dwa dni nic Godzilla przez to nie zje. Z głodu padnie, w poniedziałek
się do szkoły nie doczołga, bo mu warzyw dadzą. Rodzice współczują, jednak w
tym wypadku się bardziej nie poświecą.
Ponadto matka otrzymała bukiet tulipanów, bluzeczki i
spodnie. Jest bardzo usatysfakcjonowana. Godzilla młodszy otrzymał tenisówki,
ale cisnął je ze złością, twierdząc, że nie zamierza ich nosić. No zobaczymy,
zobaczymy. Obie Godzille zaś po t-shircie. Że w H&M t-shirty dla dzieci są
po prawie 50 zł, to gruba przesada. Takie ze wzorkami. Dostały po białym. I tak
minęła sobota.
Tradycyjna polska rodzina spędziła popołudnie w centrum
handlowym. Wśród tłumu innych tradycyjnych polskich rodzin, pozwalając sobie na
konsumpcyjne uciechy.
Teraz czas na coś dla ducha. Szklaneczka whisky z colą i
można poczytać. Centra handlowe mają to do siebie, że Godzlle po nich zasypiają
o niebo szybciej niż po jakiejkolwiek kulturze. No i w kulturę to się nijak
ubrać, nie?
Pragmatycznie trzeba… pragmatycznie.
Tylko sowy szkoda.
Papuga nazywa się sowa, pamiętajcie. Żeby nikt nie strzelił
teraz gafy.
Może się stara sowa znajdzie? Napisz ogłoszenie na fejsie, wstaw zdjęcie... ;)
OdpowiedzUsuńNo po cichu licze na odnalezienie.. Ze ona tam gdzie lezy...
OdpowiedzUsuńNo po cichu licze na odnalezienie.. Ze ona tam gdzie lezy...
OdpowiedzUsuń