piątek, 26 kwietnia 2013

Matka samotna






Matka została oddana na pastwę Godzilli, porzucona. Ojciec spakował niezbędnik do walizeczki, poprosił o poskładanie koszul, wziął szczoteczkę, a jakże, oraz dezodorant i wybył. W delegację. Pociągiem. Na dwa dni.
A ja tu sama, blady świt, w piżamie, ze śladem buziaka na odchodne. Sama po środku pola bitwy. One, te Godzille, wrzeszczą, łatają, tłuką. Normalnie karuzela. Przedmioty fruwają z prędkością światła. Głodne, ja kanapki, nie chcą kanapek, ja kaszę, nie chcą kaszy, ja pie…, to znaczy robię im mleko z płatkami. Ubrania chcą, kupy chcą, siku też na raz, potem bajkę chcą, pić chcą. No żesz! A ja? W piżamie.
- Mama! Pospiesz się, zaraz do szkoły idę!
- Mamo! A kupisz mi to, kupisz mi, no kupisz mi?
- Nie Głupku, to mama mi kupi! Mamo, kanapki mi nie zrobiłaś do szkoły!
- Mamo, podpisz mi tu klasówkę! Mamo! A spodnie mi daj.
A ja w piżamie. Za 5 do wyjścia. Komputer, sprawy służbowe. O matko… zlecenie, na już.
- Zamknąć się do cholery!
Gęby otwarte, lekko zdziwione. Jest – 30 sekund ciszy. Ja do maila, piżama na mnie.
Napisane.
- Mamo! Ale weź ty się rusz!
- Mamo siku chce!
- Mamo umyj mi ząbki! Ja ce zęby myć!
- CISZA!
- Nie ksić mamo!
- Zamknąć się! Ja mówię. Ja teraz! W dwuszeregu zbiórka. Spocznij. Macie 3 minuty na ogarnięcie leja i założenie skarpetek.
- Ale mamo, ty się w trzy minuty nie umalujesz… a ja się spóźnię i nie zdążę z kolegami się pobawić. Już jedźmy, nie musisz wysiadać, o zostań w piżamie.
- Cholera, szeregowy starszy, do szeregu i cicho! Macie 5 minut na ogarnięcie tego burdelu i ubranie się do końca. Za 5 minut przy samochodzie.
Telefon… Pani z PAP-u…
- Chodź Głupek… ja to dziś nie pójdę do szkoły, mamy pół godziny na zabawę, mama wcześniej nie skończy.

Zdążyłam, zawiozłam. W ciągu pół godziny byłam w 4 miejscach. I jeszcze zakupy zrobiłam. I do przychodni poszłam i zlecenie oddałam. No na obiad zrobiłam pizzę. Osobiście zapłaciłam. A na drugie śniadanie kupiłam parówkę i koktajl. W końcu samotne matki powinny sobie życie ułatwiać. Wykąpałam, popracowałam, nie posprzątałam. W końcu samotnych matek nikt nie rozlicza z czynności domowych i trzeba sobie życie ułatwiać.

Kolacji im nie dałam. Udowodniłam, że po zjedzeniu pizzy już nie powinni jeść. Matematycznie im to udowodniłam. Pokazałam pięść i pół pizzy i zapytałam, czy do woreczka o takiej pojemności coś jeszcze wejdzie? Starszy stwierdził, że chyba jednak nie. Młodszy mówił, że zmieści kakao, ale jak mu powiedziałam, że mu pęknie brzuch i nie da się go zszyć, to cichutko poprosił tylko o wodę. W wannie zastosowałam system wymienny, jeden po drugim. Ta sama woda, w końcu to bracia. I kazałam iść spać i powiedziałam, że jak powyłażą z łóżek, to im pourywam nogi. Inaczej bym nie dała rady. W ramach zemsty rozsmarowali na mojej połowie glutki. Te, co im wczoraj kupiłam. Za Chiny to się nie chce odkleić. Ale nie martwię się, oni pewnie jutro obrobią to nożyczkami i będzie po kłopocie. Zastosowałam szantaż i przemoc słowną oraz zezwoliłam na Cartoon Network, co to normalnie nie pozwalam. I byłam agresywna. I reżim i terror i zamordyzm był z mojej strony. Ale przeżyłam. Sama. Jedna. A one nie wyglądają na za bardzo skrzywdzone. W ciągu dwóch dni puściłam na nich tyle kasy, że teraz przez kolejne 10 będę się odkuwać. Pizza, glutki, koktajl, parówki, słodka bułka. Byle wygospodarować nieco przestrzeni na przezywanie mojego chwilowo samotnego macierzyństwa. No dobra, pracowałam.


Mąż wrócił z tej delegacji. Pociągiem. Z walizeczką i koszulami. Rozłożonymi. Do prania. Taki wypoczęty jednak, nie za bardzo zmęczony. O zabytkach opowiada.

Głęboko jednak współczuję matkom rzeczywiście samotnym. Na dłuższą metę, to samemu się nie da, za drogo i trzeba się uciekać do coraz to nowych pomysłów na szantaż i strasznie się nakrzyczeć trzeba. Powiedzmy sobie szczerze, że nawet wprowadzenie reżimu wojskowego i stanu wojennego niewiele pomogło. Straszne to było doświadczenie. Straszne. One, te Godzille, to chyba wyczuły, że ja sama i poddały mnie próbie. We dwóch na raz, o wszystko.
No ja p….ięknie dziękuję. Postoję. Fajnie mieć męża. I pojemnik na brudy, z którego się wylewa.


8 komentarzy:

  1. Eeee, da się. Tylko czasami trzeba trzasnąć drzwiami i wyjść na dwa dni, wtedy się przydają dziadkowie, którzy normalnie dzieci nie tykają. A kąpiele w jednej wannie, w jednej wodzie to u mnie norma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie.. wyjść.. czasem wyjść.. o rany...

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny tekst! :) Aż odczytałam głośno małżonkowi! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie to prawdziwe ;) Przeżyłaś, to najważniejsze, a sposoby się nie liczą :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiałam się strasznie ;D

    OdpowiedzUsuń