sobota, 5 stycznia 2013

Powróciliśmy spod Samotnej Góry, najdalej na wschód od morza


Niekoniecznie na orłach, ale własnym wysłużonym, na czterech kołach. Wyprawa zakończona sukcesem, starsza Godzilla uszczęśliwiona i nawet się nie bała. Młodsza Godzilla… przespała wizytę Dziadków, w zasadzie. Będzie trzeba poprawić, żeby Dziadkowie mieli jednak szansę doświadczyć mocy. Ale do rzeczy.

Kilka ważnych kwestii odnośnie filmu.

Po pierwsze, mam wątpliwości co do rozmnażania tych wszystkich stworów – chyba przez pączkowanie. Ale to już zapewne wina Tolkiena, który wątek damski ograniczył do jakiegoś karykaturalnego wręcz minimum. Z tego wszystkiego dobrze mają się tylko Elfy, bo tam rządzi kobieta. Ale parytet nie zachowany i to się odbija na jakości. Wszędzie brud, smród i brzydota. Poza krainą Elfów, oczywiście.

Co do brzydoty:
Większość pomieszczeń grających w filmie, fatalnie urządzona, te jaskinie, groty, podziemia – paskudnie. Wnętrze domu Bagginsa więc zaskakuje w tym kontekście. Może trzeba by nieco ściany odmalować, ale tak to, skromnie, schludnie i gustownie.

Kwestia kuchni:
Nie jest to niestety film propagujący zdrową dietę i ruch slow. Wręcz przeciwnie, widać, że to, co tam jedzą, szybko spiep… chciałam powiedzieć biegało. Tyle tylko, że konserwantów nie używali, ani polepszaczy. Natomiast po takiej diecie na pewno, jeśli nie od miecza wcześniej, to na serce i wątrobę. Dzieci na te sceny patrzeć nie powinny. Zwłaszcza, że jak u Elfów dali sałatę, to tekst był niepedagogiczny, że zieleniny Krasnoludy nie jadają. Miód na uszy takiej Godzilli, na przykład. Rodzice innych dzieci – weźcie to pod uwagę i zatkajcie potomstwu uszy, jak tam do tych Elfów dotrą.

Pozytywnie, natomiast, oceniam propagowanie kontaktów z przyrodą – jednak ekologicznie: to pieszo, to na koniach albo królikach. Symbioza istnień żywych. To ważny wątek i wart docenienia.

Niewłaściwe jest z punktu widzenia rodzica, propagowanie narkomanii. Wyraźne wśród czarodziei, bo reszta raczej tylko alkohol. Gandalf chodził upalony, a Radogost Bury po grzybkach.

Detale, dopracowane, choć zaskakująco skromne.
Spodziewałam się bardziej wyrafinowanej złotniczo roboty. O ile pamiętam, później grał wygrawerowany pierścień? Kreacje wszystkich żenujące, poza tym. Oczywiście, oprócz Elfów. Tu widać świeże projekty i ciekawe rozwiązania modowe. Może przepaski we włosach niezbyt wygodne, ale jednak dały efekt.

Kwestie polityczne, pozostałe:
Niepokojące jest wrogie nastawienie niektórych nacji do innych, występujących w historii. To niestety zrodzi konflikt zbrojny. Brak tu mocniejszego pozytywnego przesłania. Niepotrzebnie też podkreślano opieszałość niektórych sojuszników. To takie intryganckie. Na szczęście w porę się ocknęli (tu akurat Elfy dały ciała). Tak więc na poziomie politycznym, jak zawsze intrygi jednak. A najpierw się jeszcze nawyrzynają, dopiero potem będzie lepiej. Tyle że to za jakieś dwa lata, bo zanim nakręcą do końca to właśnie tyle minie pewnie. I to kolejny problem. Chyba najpoważniejszy, dałoby się całość Hobbita jednak zmieścić w te trzy godziny… Poza tym film nierówny, co chyba wystarczająco wykazałam.

Ale jak chcecie zrobić przyjemność Godzillom, to się można przemęczyć.

Teraz jeszcze Władcę Pierścieni będzie trzeba pokazać… i wytłumaczyć, że to co było teraz, to to co było wcześniej, ale było później, więc się aktorzy postarzeli i idea zużyła…

A risotto, prosta sprawa, a wychodzi szalenie elegancko. Robicie podstawowe risotto bianco, cebula, wino, ryż, bulion, ja dodałam oregano, żadne fiu bździu. Następnie dodajecie pokrojone w kostkę gruszki, starty parmezan, pecorino (z Lidla, a jakże). I niebieski ser, skądkolwiek. I gotowe. 18 minut. Gruszki były sprzed Sylwestra, bo myślałam, że zrobię sałatkę owocową, ale nie zrobiłam. I tym sposobem zapasy świąteczne się wyczerpały. Ale Baggins ma pełną spiżarnię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz