poniedziałek, 29 października 2012

Matka Godzilli pożera solpadeinę, a właściwie pół apteki


Matka cierpi na ból głowy, czasem się zdarza każdemu z bliżej nie znanych przyczyn. Tym razem jednak ból był trzydniowy i okazał się odporny na przeciwdziałanie środkami przeciwbólowymi. Nie przeszło po tym jak matka wypiła trzy kawy pod rząd, dwie rozpuszczalne solpadeiny i zagryzła to nurofenem. Uznała więc, że ból można zakwalifikować do kategorii migrena, a ta kategoria pozwala z czystym sumieniem się położyć na pół godziny. Uprzedziła Godzille, że się popsuła i idzie pozdychać. Obiecały, że będą grzeczne, bo tak ze zrozumieniem kiwały łbami. Tak się matce wydawało, ale że ten jej łeb bolał, to za bardzo się kiwaniu Godzilli nie przyjrzała. Wzięła koc i poszła cierpieć w samotności. No, do czasu. Po 2 minutach przylazła młodsza Godzilla. Poklepała matkę po łbie (tak, tym co tak bolał). Nawet nie tak mocno, więc można to było uznać za wyraz troski. Przemknęło matce po głowie (ciągle tej samej), że Godzilla jak chce, to ma ludzkie uczucia. Młodsza sobie poszła, starsza przylazła. Już mniej uczuciowo zapytała:
- Mama, a gdzie schowałaś takiego mojego robota z lego?
Matka nie odpowiedziała. W końcu starsza to już by mogła trochę empatii mieć.
- MAMAAAA!! Słyszysz?!!
- Nie, cholera, ogłuchłam.
- Nie ogłuchłaś, skoro tak mówisz! Gdzie mój robot?
- Odczep się.
- O jeju, łachy bez.
Starsza polazła nabzdyczona, młodsza przylazła. Wsadziła matce palec do nosa i próbowała podważyć powieki. Też paluchem. Odwrócenie łba przez matkę nie pomogło. Godzilla z impetem wskoczyła jej na grzbiet i krzyknęła radośnie po końsku.  
- O koń, koń, mama koń!
Nieludzka Godzilla jednak, nieludzka. Galopem na matce poszła. Matka się znarowiła i zrzuciła jeźdźca z grzbietu. Godzilla jakoś krzywo poleciała, bardziej niż matka planowała i rymsnęła się na podłogę. Podniosła ryk, wiec matką targnął wyrzut, że może przesadziła. Ale jak podniosła ten swój obolały łeb, to Godzilla się zaśmiała. Położyła więc łeb z powrotem, Godzilla w ryk histeryczny. Matka łeb do góry, Godzilla w śmiech. Po trzecim razie, matka warknęła: oj spadaj!
 Młodsza spadła, starsza przylazła.
- Mama, a sprawdzisz mi angielski?
- Później!
Starsza polazła, a młodsza przylazła. Wzięła taki samochodzik i zaczęła po matce i tej jej głowie brum, brum. Matka wydała więc dziki ryk. Godzilla zwiała. Do kuchni, gdzie nastał najpierw łomot, potem trzask i zapadła cisza. I starsza Godzilla też zamilkła. Wreszcie. 15 minut, chociaż 15 minut…
Po 5 minutach cisza była zbyt złowroga, żeby cierpieć na głowę w spokoju. Matka zwlekła się spod koca. Godzilla młodsza rysowała paluchem w rozsypanej kaszy – takie spore pudełko Sinlacu. Godzilla starsza zaś wklejała plastelinę w dywan. To znaczy wklejała w kartkę, ale miała problemy z celnością.
Trzy solpadeiny, dwa nurofeny, magnez i aspiryna. Trochę było mi niedobrze, ale głowa nieco odpuściła. Nie wsiadałam do samochodu na wszelki wypadek. Tego dnia jechałam na szkolenie po południu, zasnęłam w metrze, czując na sobie podejrzliwe spojrzenia staruszek. Jeszcze nigdy nie zasnąłem w komunikacji miejskiej… co te Godzille robią z człowiekiem?!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz