środa, 17 października 2012

Godzilla pożarła Babcię

 Matka miała wizytę u lekarza – święty dzień. I sama tam musiała być. W związku z tym Babcia przybyła z odsieczą. A matka na skutek Babci działań ofensywnych zyskała dodatkowe minuty samotności. To znaczy urwała się wcześniej, gdyż starsze chciało bardzo do szkoły. Szkoła na 12.00, a wizyta na 14.00 – wyobrażacie sobie? Tyle czasu sama?! Człowiek bez Godzilli to wręcz głupieje. Do parku poszłam, to na ławce siadałam, to łaziłam – dziwnie tak bez Godzilli chodzić, bardzo dziwnie. Nie, żeby nudno, nie, nie… Ale po kolei.

Babcia została na polu walki sama. Do starcia przygotowywała się już od świtu. Pierwszy telefon 7.15:
- A włoszczyznę masz?
- Uhm… chodzi coś w lodówce (przecież ja od ponad tygodnia nie gotuję).

Drugi telefon 7.45:
- A o której być? Na 11.00 wystarczy?

Trzeci telefon, 8.15:
- Zdrowe są? (Babcia pytała, czy maskę chirurgiczną wziąć, bo Godzille często Babcię załatwiają).

Czwarty telefon, 8.30:
- Takie podudzia kupiłam, w sam raz na rosołek.

I tak do 11.00.
O 11.00 rosołowa ofensywa ruszyła pełną parą, aż zaparowało.
Starsze od razu zajęło pozycję defensywną, by w razie czego salwować się ucieczką. Rosołek lubi, ale bez pietruszki…
- Ja do szkoły, idę, zaraz!!
Nic to nie dało.
- Nie szkodzi, zdążysz bułeczkę zjeść przed wyjściem.
I jeszcze na pożegnanie z buziaczkiem w czółko (okruszone z bułeczki) Babcia rzuciła złowrogo:
- Bądź grzeczny w szkole, to ci babcia rosołek ugotuje…
Godzilla pocwałowała na dół aż się kurzyło. Ja za nią – co maiłam zrobić, samego nie puszczę przecież.

Ledwo wyszliśmy, a się zaczęło… tzn. sprawozdania z pola walki.

Relacja pierwsza:
- No nie śpi ten mały, co zrobić?
- No nie wiem, przydusić?

Relacja druga:
- No nadal nie śpi, a tak oczka trze…
- Dać spokój? Kawy się napić?

Relacja trzecia:
- W ogóle nie chce rosołku!!!
- No popatrz, to straszne.

Relacja któraś tam:
- Zjadł mięsko, całe – jak on ładnie je!

Relacja następna po którejś tam:
- Zasnął, tak sam.

Relacja nieważne która:
- Jeszcze śpi…nie za długo on śpi?

Po powrocie usłyszałam relację w całości – jakby jeszcze raz, od początku do końca i na wszelki wypadek od tyłu do przodu też – mogły mi się wątki pomylić, prawda?

A Godzilla starszy jak wrócił, ledwo się rozebrał, a już miał talerz rosołu z kluseczkami i pietruszką. I żadnej ucieczki. Biedactwo siedziało i gmerało w tej zupie i gmerało. Aż Babcia wyrwała mu łychę i rozpoczęła ostrzał maszynowy, łyżeczka za łyżeczką. Nie miał się biedaczek jak bronić, to próbował pluć na Babcię pietruszką z rosołku. Ciecz ściekała po pysku i po Babci, ale Babcia twardo, kolanem przyblokowała i łycha za łychą. Godzilla lubi rosołek, nie żeby wybrzydzał, ale pietruszka przyprawia go o mdłości. Matka wolała się usunąć z linii strzałów. Godzilla mniejszy zaś patrzył z nieukrywaną satysfakcją na tortury brata. Ale nie ciesz się dziadku (Dziadek też przy tym był, ale tu o dziadka z przysłowia chodzi), Babcia skończyła ze starszym i natychmiast zaatakowała talerzem wypchanym po brzegi młodszego. Mały zwiał, Babcia za nim. Strategia na blokadę kolankiem nie pomogła, bo małe, to się wywinęło. To Babcia, że już więcej nie ugotuje rosołku, jak tego nie zje… Nie zjadł.. rosołek został, jak wyrzut sumienia.
Mąż też się załapał. Właściwie to armia by się pożywiła z tego gara. Ale to dobrze, znowu tydzień bez gotowania.

PS. Rosołek jednak znikł – młodszy sam wchłonął zimną tłustość całą, nakrył głowę miseczką  po czym oznajmił: „Mama, ja am, amm!”. Nie śpi, pachnie rosołem, mimo szorowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz