środa, 12 września 2012

Godzilla... nie, nie, nie

Dzień na nie. Nie dość, że Godzille są na nie, to i mnie napadło na nie.
Starsza: nie idę do szkoły, nie będę tego jadł, po co sprzątać, nie założę tych spodni, nie umyję zębów, chcę mieć sztuczną szczękę…
Młodsza: nie, nie-e, nieeee… Młodsza Godzilla nie rozwija zdań, ogranicza się do krótkich, ale stanowczych zaprzeczeń. Nie to nie i już.

Walka z wiatrakami, a ja Don Kichot ze ścierą i mopem, nieco sfrustrowany i zaganiany. W takich chwilach jednak zazdroszczę tym dziewczynom, które rano zamykają za sobą drzwi, pozostawiając cały ten cyrk opiekunkom, babciom, itd.

One robią karierę.. a ja co? A, cholera, wyobraźcie sobie, że ja też! I byłoby dobrze, żeby pracodawcy, do których pójdę, jak odchowam Godzille, traktowali ten etap mojego życia normalnie – czyli pełnowartościowo. Nie z założeniem, że skoro siedziałam w domu z dziećmi, to niewiele jestem warta. Po pierwsze – nie rozwijałam się, po drugie.. dzieci chorują (też mi odkrycie..). To ja poproszę dodatkowe zlecenia teraz jeszcze – pokażę, co potrafię, mimo dzieci.

Moja kariera (i sukces!) polega na łączeniu wszelkich typów usług dostępnych na rynku na małą wprawdzie skalę, ale nie o to tu chodzi. Na dużą skalę, to się ma do dyspozycji zastęp ludzi, a w domu jestem sama.
Znajdźcie mężczyznę, który z powodzeniem np. przygotuje ciekawe zajęcia dla studentów jednocześnie robiąc obiad, karmiąc dzieci, przewijając mega-kupę, sprzątając, piorąc, prasując, robiąc zakupy, odrabiając lekcje ze starszym, usypiając młodsze… Karkołomne? Tak, ale realizacja tego jest niewątpliwym sukcesem.

W tym roku odpadną mi pewnie zajęcia na uczelni (rekrutacja, rekrutacja, Panie!.. choć jeszcze mam nadzieję). Znalazłam sobie nowe zadania – piszę, próbuję działać na Wózkowych zołzach i szukam dalej. Choć mam wrażenie, że wszyscy właściciele firm, instytucji itd. są też na nie, to się nie poddaję. Byle do przodu, możliwości jest wiele. Nie muszę realizować swojej kariery w biurze, na etacie, nie to jest miarą mojego sukcesu. Pracodawcy – doceniajcie nas.
Mogę przecież:
pisać (teraz piszę, a mogę więcej),
piec ciasta (czy potrzebny jest SANEPID?)
pracować w radiu (moje marzenie), ale tylko w nocy – w dzień grasują Godzille.
redagować
uczyć (uwielbiam).
I to wszystko równolegle z hodowaniem Godzili.

Mam jeszcze jakieś talenty, ale ujawnię je później.
Tymczasem, po co ja mam być właściwie na nie?

O jedzeniu dziś nie będzie - obiad starczył na dwa dni. 
A drugiej kawy sobie nie zrobię, bo musiałabym umyć kubek, no nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz