niedziela, 17 listopada 2013

Wizerunek we właściwym kontekście





Durska uznała, że jej łol na Fejsie może być niemiarodajny. Może wprowadzać błędne mniemanie, gdyż nie jest wolny od zasadniczych skrótów oraz pewnej dozy kreacji. Nie oszukujmy się, Durska pisze tylko o wybranych aspektach swojego życia oraz życia Godzilli i ich ojca. Na przykład wczoraj pisałam o tym, że Durski chrapie – ktoś wchodząc na Fejsa mógłby pomyśleć, jaki mój żywot ciężki w związku z tym (były głosy solidarności i głębokiego współczucia). Nie, otóż Durski nie chrapie codziennie, chrapie tylko w określonych pozycjach, jak ma nos na kwintę, to da się żyć.
Mogło też powstać wrażenie, że walczę o swoją figurę. Wpis:


zyskał wiele komentarzy, w których wyrażono głębokie współczucie – zaczęła biedna od poniedziałku i w środę już nie wytrzymała. Otóż, nie zaczynałam niczego w poniedziałek. Po prostu czekolada się skończyła, a ponieważ Godzilla młodszy był chory nie mogłam tak sobie, ot tak wyjść z domu i kupić, gdyż jestem poważną matką i nie pozostawiam dzieci bez opieki nawet na minutkę. Czemu z kolei dawałam świadectwo w innym wpisie, przyznając się do trzymania Godzilli młodszej za rękę, podczas gdy on sika.

Cierpiałam bez słodyczy, ale w końcu miarka się przebrała. Wrócił ojciec, poszłam po ciasto po drodze na siłownię. Bo jednak trochę o siebie dbam.

Jak więc widać, trzeba na moje życie patrzeć przez pewien pryzmat.

A teraz dla pełnego obrazu zamieszczam komunikat na temat stanu:

Mamy się dobrze, generalnie. W zasadzie nie ma na co narzekać. Pędzimy dni w wiadomym kierunku, którego nie znamy i który generalnie nas chyba nie obchodzi, byle do wiosny, byle do lata, byle do zimy. Godzille mają katar. Ojciec ma zatoki, ja mam kaszel. Przekazujemy sobie zarazę z ust do ust, hodujemy i wypuszczamy, więc cyklicznie ktoś zapada albo hurtem. Jak zapada, to ja jestem udupiona, gdyż siedzę. Ja siedzę, gdyż generalnie i tak pracuję w domu – taka praca, fajnie mam, prawda? Poza tym pracujemy w pocie czoła, Durski w biurze, ja w domu. Poprawiamy tym samym swój stan majątkowy i próbujemy uzbierać na to, na co teraz nie mamy. Trzeba przyznać, że trzymamy poziom. Poziom zero, gdyż za Chiny nie chce nam się bilansować. Godzille pochłaniają – jak się je po trzy obiady, to nic dziwnego. Bilans nie ma szans. Poza tym w wyniku rośnięcia, Godzillom zmieniają się potrzeby. Nie wystarczy zapewnić egzystencji, one już chcą realizować potrzeby społeczne i duchowe. Minecraft na przykład (gra na tableta), Playmobil, Lego i śmieciarka z Playdoh. Weź człowieku, się zaharuj na śmierć, i tak nie zarobisz na to wszystko. Ta globalizacja się nam czkawką odbija jednak. By nie było globalizacji, by dzieci nie wiedziały co to produkty z Chin. A tak… nie unikniesz i jeszcze sprzątasz co tydzień te tony zabawek. Znaczy sprzątasz. Upychasz po kątach i grozisz, że wyrzucisz, jak sobie sami nie sprzątną.

Nie bywamy na imprezach, wydaje nam się, że życie klubowe straciło już swój urok. Poza tym realizacja scenariusza, że się jedzie, pije i wraca, a następnie odsypia nie jest już jakkolwiek kusząca. Osiągnęliśmy etap doceniania dobrej literatury, publicystyki lub filmu ze szklaneczką w dłoni pod własnym kocem. Nie, bynajmniej nie intelektualiści. Nie toczymy dysput nadętych i wypadliśmy z obiegu, kto jest kim. Za to znamy kumpli ze szkoły i problemy trzyletnie z przedszkola. I opon jeszcze nie wymieniliśmy, gdyż jak było ciepło, to było ciepło, a teraz będzie zimno i nie ma terminów. Na za tydzień dopiero.

Warto zaznaczyć również, iż pojawiające się sporadycznie posiłki na łolu też nie są w pełni miarodajne. To nie jest tak, że my codziennie jemy takie rzeczy, o nie. Jak jemy, to TO jest takie święto, że od razu cykam i walę na łola, żebyście sobie myśleli. No kreacja. Tak – manipuluję wizerunkiem w celu osiągnięcia poklasku. Ale jak machnę raz na ruski rok sałatkę albo ciasto jakieś, to lajkujcie jak opętani. To naprawdę podnosi mnie na duchu. Nie cyknęłam kotletów od Mamy, gdyż pożarły się przed zdjęciem.


Więc teraz jak na łolu coś będzie, to zobaczcie to w tym kontekście. Pełny obraz. No prawie. Wcale nie mamy nudnego życia.

Miłego.

4 komentarze:

  1. Durska o wymianie rolki na papier napisze tak, że dech zapiera ;)
    PS. Wiadomix, że u Was nudy brak.
    PPS. Praca w domu jest okrutna - piszę w razie, gdyby ktoś uznał, że u Durskiej to nie ironia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) to z tym papierem to prowokacja? Podejme wyzwanie:) dzieki. tak praca domu to ujoza, ale ma sporo zalet;) znaczy caly czas sie jest w pracy. Ha ha ha...

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń