niedziela, 20 stycznia 2013

Niedziela mija


Tempo mijania jest zbyt szybkie. Radaru brak. Nim się człowiek obudził, już musi się kłaść. I czegóż dziś matka dokonała? Napełniła wodą ze 30 balonów. Mrożą się. Wytarła z podłogi zawartość 3 balonów – nie zamroziły się.
Wywiozła na sankach jedną Godzillę, drugą ojciec wywiózł do stajni. Podczas wożenia, zmuszona była wycierać krwawą miazgę z małej paszczy, jakoże paszcza zaryła w metalowy pręt sanek. Zaryła, gdyż zlekceważyła ostrzeżenia matki, że idąc z gębą tuż za prętem i pchając sanki, które matka ciągnie, zaryje. Zaryła i ryknęła. Krew trysnęła. Matka była jednak opanowana. Wiedziała, że to nastąpi. Wyjęła paczkę chusteczek higienicznych i napchała ich Godzilli do twarzy. To uciszyło ryk. Znacznie zmniejszyło też krwawienie. Matka dla pewności przetarła twarz Godzilli śniegiem, otrzepała tu i ówdzie i triumfalnie oznajmiła:
- A nie mówiłam?!

Do końca wyprawy Godzilla był obrażony na sanki, które postanowił nieść – w myśl zasady, ponieśli i wilka albo jakoś tak.

Po powrocie z wyprawy matka wydała obiad, który został zjedzony w całości przez Ojca i Matkę. Podczas jedzenia obiadu druga Godzilla zaniemogła na nogę i nie mogła w związku z tym przełknąć warzyw. Wyselekcjonowała więc wszystkie z kus kusa. A matka drobno posiekała, więc Giodzilla odstawiła wręcz Kopciuszka. Właściwie było jej to na rękę, bo im dłużej grzebał, tym mniej czasu pozostawało na naukę. Tym razem angielskiego. Matka czuła, że to podstęp. I z tą nogą też podstęp i zwyczajnie bez słowa zabrała talerz. Godzilla chciał nie chciał, musiał się zawlec do książki. Ponieważ jednak bardzo mu się nie chciało, zaczął umierać na tę nogę. Matka dała mu Toblerony, musiał przestać. Nie miał już innych wymówek, to zgodził się nawet pójść do fryzjera. Jednak i to nic nie dało, gdyż rodzicom nie chciało się jeździć do najbliższego centrum handlowego. Młodsza Godzilla obiadu nawet nie raczyła powąchać, widocznie cierpiała na krwawą miazgę.

Rodzice zlegli, zajęli dostępne powierzchnie płaskie i nie zwracali uwagi na poczynania Godzilli. Starsza jęczała nad angielskim, młodsza w szale latała z nożyczkami i cięła co popadnie. Pomna jednak krwawej miazgi, zwalniała na zakrętach i trzymała ostrze do dołu.

A teraz co, Godzille padły, my też padnięci, będzie House i po niedzieli.

2 komentarze: