środa, 30 stycznia 2013

Deszcz aksamitnych ziarenek a bohaterowie się zagryźli


Kobieta wstała rano, już było jasno. Rozejrzała się po pustym domu, biorąc synka na ręce. Ten trzepnął ją czaszką, z całej swojej dziecięcej miłości. Zobaczyła gwiazdy, których o tej porze już nie widać. Przysiadła, upomniała dziecko, iż takie gwałtowne ruchy mogą być dla obojga niebezpieczne. Posadziła malca na kolanach znowu. Pogłaskała po blond włosach, pełna matczynego wybaczenia. Taki słoneczny kolor przywołał w jej pamięci letnie wspomnienia. Rozmarzyła się, ale dziecko poprosiło o śniadanie. Wzięła je za rękę i poszli powoli w kierunku kuchni. Kobieta przygotowała szybki posiłek z tego, co zostało. Nie mieli zbyt wiele, ale kasza była zawsze. Dziecko wyraźnie zadowolone zostawiło ją samą i bawiło się grzecznie. Zaczęła się krzątać po kuchni i innych pomieszczeniach. Rutynowe czynności wykonywała błyskawicznie. Malec biegał i psocił, już nieco znużony nieobecnością przy nim matki. Kobieta raz na jakiś czas brała go na ręce i całowała. Niedługo wyrośnie nie do poznania, wtedy już go nie uniesie.
Oporządziła również siebie i dziecko. Ubrani poszli czytać książkę. Maleństwo jednak nie mogło zdecydować się na lekturę. Kilka razy więc wymieniało książki, za każdym razem tłukąc kantem pozycji wymienianej o kobietę. Ta syknęła z bólu i jednym ruchem wyrwała małemu wszystkie książeczki. Skarciła go wzrokiem. Dziecko zapłakało, więc od razu zrobiło jej się nieswojo. Znowu go tuliła i nosiła. Dziecko w jej ramionach poczuło się pewniej, więc ją ugryzło. Ta forma wyrażania uczuć była mu najbliższa. Kobieta oddała dziecku. I tak zagryźli się na śmierć.

Żartowałam!

Godzilla ma się świetnie. Pożera właśnie drugie danie pierwszej kolacji. Kaszę chlipie, zapija nią risotto.

Tak, dziś w końcu jednak był obiad. Nawet dwa. Jeden w wersji południowej dla samego Godzilli. Drugi w wersji wieczornej dla rodziców.
I to był obiad… aksamitny, kremowy z prażonymi orzeszkami pinii, które znaczyły fakturę potrawy delikatnymi salwami chrupu. Słony smak cheddara przełamany nieco rozpustną słodyczą gruszek i grana padano, podsycony białym winem oraz pieprzem, czysta harmonia, poezja. Trzynastozgłoskowiec. Pauza intonacyjna po siódmej sylabie. Kremowa konsystencja – chrup – kremowa konsystencja. W sam raz na słotny wieczór. Zwariowałam?


Jak zwykle o tej porze, kiedy wieczór był jeszcze zbyt wczesny, by się kłaść, siedział ze swoim chłopcem i rozmawiali. Najczęściej o sprawach codziennych. Ona krzątała się po domu, on zaś delektował się konwersacją z malcem. Pomagał mu formułować myśli, odgadywał ich sens, ubierał w słowa to, co jeszcze dla chłopca było za trudne. Pomagał mu też przy posiłku. Przy tym dziecko jednak się niecierpliwiło. Gwałtownym ruchem wytrącało ojcu miskę ze strawą. Ojciec go upomniał, ale widząc, że mina malca zrzedła, wycofał się z tego. Nie chciał burzyć wieczornej harmonii, nie chciał niepokoić żony. Jednak w dziecku narastała niczym nieuzasadniona złość, aż w końcu miska z kolacją poszybowała wysoko. Wysoko. Posiłek o delikatnej, kremowej konsystencji, ziarenka ryżu otulone sosem… spadały na nich niczym płatki śniegu lub duże krople deszczu. Ojciec nie wytrzymał, krzyknął. Dziecko w odruchu słusznej zemsty ugryzło ojca. Ten długo nie myślał i oddał. Tak zagryźli się na śmierć.

Żartowałam!
U matki ostatnio wszystko koresponduje z pogodą. Meteopatka.

8 komentarzy:

  1. Podniósł mnie ten tekst na duchu, bo myślałam już o sobie w kategoriach wyrodnej matki, jako że też dosłownie gryzę się ze swoim dzieckiem ;) No chyba, że to była jakaś alegoria, której nie wychwyciłam zmęczona całym dniem przeżuwania i wybaczania :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no taki środek stylistyczny na wyrażenie tego, że jestem cała w siniakach.. i Godzilla tez - po pogryzieniach. Nas juz szczeki bolą. On gryzie mocno i z uwielbieniem. ja nie ukrywam, ze jest taki caluśny, że się go chce zjeść. A czasem tak ze złosci zagryzam. Nie jestes sama;))

      Usuń
  2. Uśmiałam się z tego :D mój dopiero ma 6 zębów, ale powoli też zaczyna gryźć. Ale jedzeniem już rzuca. Nie przepada za kuchnią własnej matki.

    OdpowiedzUsuń
  3. doceni, doceni;)) jak pójdzie na swoje.. :)) a póki co staraj się Matka po próżnicy, i tak wywali;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Obrazy słowem malowane, jak żywe!! Za każdym razem z napięcia wargę przygryzałam!! czyli jednak ofiara pogryzienia jest! i tutaj nie żartuję! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałaś, żebym miała wyrzuty sumienia??? O TY!

      Usuń
  5. poczylam sie jak w masterszefie;p

    OdpowiedzUsuń
  6. :)))) nie powiem, cieszy mnie to;)) dzieki!

    OdpowiedzUsuń