Nie wyrażamy
poglądów, mimo że gadamy non stop, ponieważ niewiele rzeczy nas interesuje –
niewiele spoza naszego własnego ogródka.
Gdzie się podziały prawdziwe, pewne
siebie i niezależnie myślące kobiety? Tak ich relatywnie mało w
społeczeństwie, że nie są w stanie przekonać mężczyzn, iż my – słaba płeć – to
płeć tak samo uprawniona jak oni. A właśnie w sposobie myślenia leży
rozwiązanie, które skutecznie rozbija szklane ściany wokół nas, kobiet.
Czytałam
wywiad z Sheryl Sandberg w ostatnim Twoim Stylu. Pomyślałam najpierw – kariera
w amerykańskim stylu, ale tam wszystko jest możliwe. Po czym się wczytałam.
Wiceszefowa globalnej korporacji miała takie same problemy jak większość z nas.
Nie od początku szła przebojem, ale szybko zrozumiała, w czym rzecz. A rzecz
właśnie w sposobie myślenia. Nie w wiedzy, umiejętnościach, kompetencjach, bo
te są do nadrobienia. Chodzi o to, że same się upośledzamy, same podcinamy
sobie skrzydła. I albo jesteśmy idiotki albo smutne cipy,
tylko nieliczne z nas mają odwagę być kobietami XXI wieku.
Prezentuję
tu pogląd własny, więc jak Czytelniku doczytałeś do tego momentu i już cię
szlag trafia, to wiedz, że to moja opinia i mogę pisać, co mi się podoba, a ty
możesz się ze mną nie zgadzać. Możemy podyskutować, ale jak zaczniesz mnie lub
kogokolwiek obrażać, to wytnę twoje komentarze w pień własnymi rękami. A teraz
dalej, dlaczego te smutne cipy i idiotki, a tylko kilka naprawdę równych babek?
A i jeszcze roi się tu od uogólnień – celowy zabieg stylistyczny, bo chcę
sprowokować Twoją reakcję.
Może
rzecz w tym, że jesteśmy od facetów bardziej leniwe? Mniej pracujemy? Sama
szukałam wymówek, że nie skończyłam doktoratu, bo dzieci. A tymczasem, po
prostu źle zorganizowałam czas, rozproszyłam się na kilka celów, zamiast skupić
na jednym i dzieciach. Ale faceci nie są wcale bardziej pracowici, to nie w tym
rzecz. To kwestia naszego myślenia, bo jak dziecko płakało, to biegłam rzucając
wszystko, przecież płacze… A mąż? On spokojnie kończył służbowego maila, jak
pracował w domu, spokojnie odwracał głowę do dziecka i patrzył czy nic się nie
stało. Nie stało – to ok, nawet nie wstawał. Dopiero jak skończył pracę.
Dziecko ma się dobrze. Myślenie – tu był mój błąd. Matka zbawicielka od siedmiu
boleści, zmęczona i wściekła, bo miota się bez sensu. Jest w 10 miejscach
zamiast w jednym i musi się napracować znacznie więcej niż facet. Po co?
Przecież mogłaby mądrzej, lepiej, po partnersku rozłożyć obowiązki. Nie
musiałaby udowadniać światu, że jest niezawodna na każdym polu, żeby szef z nią
rozmawiał normalnie. Nie musiałaby udawać osła, wołu lub innego zwierzęcia,
mogłaby być sobą, jak facet. Facet nie musi, bo wie
i myśli o tym, że nie musi (znaczy w ogóle o tym nie myśli, on po prostu robi
co trzeba).
Kolejna
rzecz: stchórzyłam przed szefem, nie broniłam swoich racji, wielokrotnie dałam
się stłamsić krzykaczom i pieniaczom. Nie dlatego, że jestem za głupia, że nie
potrafię. Dlatego, że w siebie nie wierzę i sama podcinam sobie skrzydła.
Sandberg zresztą mówi, iż wielokrotnie sama z tym walczy u siebie. Ja i moje
koleżanki też – a co, jeśli nie mam racji? A co, jeśli to ja jestem głupia? No
jestem, jestem, bo sobie zadaję takie pytania, zamiast po prostu działać.
Kilka dni
temu rozmawiałam z pewnym prezesem. Typ z przerośniętym ego, nadrabiający braki
zbytnią pewnością siebie. I prawie się kolesiowi udało zapędzić mnie w kozi róg,
zaniemówiłam, ale na szczęście w porę się ocknęłam. On nie był mądrzejszy ode
mnie. Nie miał większego doświadczenia ani wiedzy. Wręcz bardzo mało wiedział.
I jak tylko ja zebrałam się na odwagę, on zmienił ton, przestał na mnie patrzeć
jak na idiotkę, zaczął ze mną rozmawiać jak z partnerem w biznesie. Ale to nie
był wynik zmiany w nim, tylko zmiany w moim sposobie myślenia.
Emancypacja,
równouprawnienie, feminizm… Sandberg zauważa, że to ciągle jeszcze tylko w
teorii, że w rzeczywistości same siebie stawiamy niżej. Ma rację. Cały
feministyczny ruch działający już grubo ponad sto lat nic nie wskóra na dobrą
sprawę, póki nie dokonamy zmiany w sobie – wszystkie.
A dużo nam
do tego brakuje. Szukając inspiracji do tego tekstu, przejrzałam fejsowe ściany
koleżanek w poszukiwaniu tych, które myślą odważnie, które chwalą się swoimi
sukcesami. Znalazłam jedną. Faktycznie odniosła sukces, zaszła wysoko. Nie,
nigdy nie była mądrzejsza ode mnie. Zawsze była niezwykle pracowita,
konsekwentna i pewna siebie. Ona myślała jak facet i mnie tym – przyznaję –
nieco przerażała. Zaraz powiecie, że przemawia przeze mnie zazdrość. Tak, w pewnym
sensie, tak, zazdroszczę jej tej odwagi.
Zaczynam się tego uczyć, bo jeśli w końcu tego nie zrobię, prześpię życie i
będę tego żałować. Sandberg też mnie zainspirowała.
Ale idę po
tych ścianach dalej:
Kolejna
koleżanka – schlałam się, obżeram się, gruba jestem, kocham tego i owego, źle
się ubrałam, swędzi mnie tyłek. I znowu się schlałam. Przecieram oczy ze
zdumienia, to pisze osoba na poziomie, czuję się zażenowana.
Inne profile
damskie są puste – tak jakby większość moich koleżanek, choć obecna w sieci
nieustannie (wiem, świecą się na zielono), nie miała nic do powiedzenia.
Następna
grupa to zawodowe matki, od ilości słodyczy robi mi się niedobrze, dzieci we
wszystkich konfiguracjach.
I
jeszcze jeden typ – panie przedsiębiorcze, ale… będące ewidentnie trybikami w
organizacji – wpisy i zameldowania z modnych miejsc, pochwalne peany na cześć
dokonań własnych firm i kilka Samojebek, tak zwanych. Też do zrzygania.
Dla odmiany
włażę na męskie ściany. I tu zaczynam bawić się doskonale. Co chwilę wybucham
śmiechem. Doskonałe riposty, celne obserwacje. Żadnych debilnych zdjęć.
Cholera, zawsze miałam świetnych kolegów. Widać, że się czymś interesują, że im
się chce.
Oczywiście znajdę wśród nich paru kretynów, bez problemu. Ale ci kretyni nie
mają problemu z byciem kretynami i też w zasadzie jest u nich dowcipnie. Znaczy
zupełnie się nie wstydzą, wypowiadają swobodnie, ba - z interpunkcją.
Ja
wiem, przegląd absolutnie nieobiektywny i wiele można zarzucić mojemu sposobowi
rozumowania. Ale jednak – woda na młyn tych właśnie argumentów. To widać gołym
okiem. Głupota stała się cnotą współczesnych kobiet. Głupota jest promowana! A
te, które nie chcą być cnotliwe, siedzą cicho jak myszy i nikt o nich nie wie.
Tylko te, które myślą o sobie w sposób RÓWNOUPRAWNIONY osiągają sukces. Ale ich
jest relatywnie ciągle jeszcze za mało.
Za mało w
Sejmie, urzędach, życiu społecznym. Te ciche dziunie na nie plują, bo w duszy
im zazdroszczą lub po prostu źle oceniają. Trudno być odważnym, a to nasze
grzecznie przylizane ego się zwyczajnie buntuje, jak widzimy taką wolnomyślącą,
wypowiadającą się babę. A jeszcze jak ona źle wygląda, a się mądrzy, to już w
ogóle. Środa, Szczuka, Chutnik – denerwują, prawda? Kłują w oczy? Na pewno. A
te wszystkie idiotki, które mądre nie są, ale odwagę mają (tu z rozwagi nie
podam przykładów, bo byście mieli używanie)? Też nas w oczy kłuje, nas –
zupełnie przeciętne, siedzące po kątach, bo skrzydełka mamy tylko w podpaskach.
Względnie ktoś pociąga za nasze sznureczki.
Koleżanka
kiedyś zapytała, dlaczego ja się nie chwalę swoimi wystąpieniami medialnymi, a
jak się chwalę, to pisze o makijażu i jakby ze wstydem. No właśnie, bo ja się
wstydzę, że zabieram głos w ważnych kwestiach społecznych i politycznych. Moi koledzy, choćby mieli
3 sekundy mówić, najpierw zapowiadają audycję ze swoim udziałem, potem
puszczają linka, a potem jeszcze oznajmiają, że dobrze im poszło. A ja sądziłam
zawsze, że to wyjątkowo durne.
Emancypacja
i równouprawnienie nie wyraża się w możliwości chlania tyle co płeć przeciwna,
nie wyraża się również w używaniu języka w sposób dosadny (więc, dopóki nie
udowodnię, że inaczej myślę, nic w tym tekście nie osiągnęłam stwierdzeniami
typu smutna cipa). To, że sobie klnąc pokrzyczymy nic nie daje. Nie wyraża się
również w tym, że się bierzemy za męską robotę. Wyraża się w sposobie myślenia.
Sylwio,
Kaziu, Pani Magdaleno i Wy – Inne Mądre Kobiety: czyńcie dalej swoją powinność.
Reszto - bierz przykład!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz