Z Durskim i z kieliszkiem, radośnie świętowaliśmy Blogowigilię. Fot. Małgosia Dawid-Mróz |
Blogowigilię 2014 już okrzyknięto najlepszą imprezą roku.
Wydarzenie da się więc podsumować w dwóch słowach: było super. To wszystko
prawda, co inni piszą w licznych statusach. Energia, ludzie, doskonała
atmosfera. Ponad 500 osób, a nikt nie czuł się zagubiony czy nie na swoim
miejscu.
Oto krótka relacja matki, która piła publicznie alkohol
pierwszy raz od lat, no od miesięcy. No dawno nie piła…
Istniała szansa, że taka spuszczana ze smyczy Godzilli
Durska przedawkuje przyjemności i będzie bełkotać. Nic z tych rzeczy.
Poniższa
relacja pełna jest kultury.
Weszliśmy do sali, ja i Durski. Ludzi było od groma. Od razu
natknęliśmy się na pierogi. Jednak Durski uznał, że nie wypada tak od razu na
pusty brzuch rzucać się na zafarszowane ciasto. Lepiej się czegoś napić, bo to
dodaje powagi.
Ruszyliśmy więc do stoiska Grant’sa. Po drodze wymienialiśmy
uprzejme ukłony oraz czułe powitania. Zamachałam radośnie do Stelli. Ta jednak
wydawała się przybita, gdyż u jej nogawki dyndał Potomek. Potomek był nieco
marudny, w oczach Stelli wyczytałam chęć mordu na własnym dziecku. Doskonale to
rozumiem. Nieraz i ja chciałam ukatrupić dzieci dyndające u mych własnych
spodni. No ale co zrobić, czasem po prostu nie ma wyboru. Potomek mnie jednak
rozczulił, bo zapytał, gdzie Godzille. Po ostatniej imprezie weszli już w taką
komitywę, że trudno się dziwić. Rozczarowałam jednak Potomka, a Stella
odciągnęła go ode mnie gwałtownym ruchem, by mnie z rozpaczy nie zaatakował. Bo
z dziećmi to nigdy nie wiadomo. Na imprezach zawsze mogą pociapać outfit swoimi
mokrymi paluszkami. Dlatego część osób nie lubi. Choć blogerzy są wyrozumiali i
stworzono warunki dla tych, którzy nie mogli pozbyć się dziatwy.
My z Durskim akurat mogliśmy. Dzięki Babci!
Dotarliśmy następnie do baru i od razu zaświeciły mi się
oczy. Rozpromieniłam się błyskawicznie, niepomna na tych, którzy jednak byli z
dziećmi, a wcale nie chcieli z nimi być i nie mogli przez to korzystać z wszystkich
uciech. Aperol dawali! Ostatni raz piłam to kilka miesięcy temu i pamiętam, że
było doskonałe. Pan barman mrugnął do mnie porozumiewawczo, szepnął, że czegoś
doleje. Nie zrozumiałam czego, ale natychmiast się zgodziłam, bo człowiek ten
wzbudzał zaufanie. Durski przy barze spotkał Bonarowskiego, boszz.., oni razem
studiowali!
Z kieliszkiem w ręku poczułam, że naprawdę nie ma z nami
Godzilli i nie muszę się za nimi rozglądać. Matce, która od rana do nocy czuje
wzrok dzieci i jest pod ich ścisłym nadzorem naprawdę trudno w to uwierzyć. Spostrzegłam
Agnieszkę Taterę i gwałtownie ruszyłam w jej kierunku. Durski podążał u mego boku
bardziej statecznie. W pobliżu Agi stała Ola Radomska. Od razu wymieniłyśmy
spojrzenia i gorące uściski oraz wydałyśmy pisk matek bez dzieci. Pisk ten
podczas całej imprezy słyszałam jeszcze w wielu miejscach. To znaczy, że było jeszcze
kilku takich szczęśliwców jak ja i Durski.
Radomska spróbowała mojego napoju. Uznała, że jest znacznie
lepszy niż ten, który ona miała. Skierowałam ją więc do źródła. Kazałam powiedzieć,
żeby pan nalał jej tego samego, bo to rzeczywiście smakowało wybornie.
Tu pożądam kolejnego kieliszka. Fot. Małgosia Dawid-Mróz |
Kolejne kamienie milowe imprezy to zdjęcia w budce, zdjęcia z
Mikołajem, który nie chciał usiąść mi na kolanach, rozmowy oraz napoje. Postronny
stwierdzi, i co w tym fajnego? Otóż odpowiem postronnemu tak:
Na większości dużych imprez jest tak: idziesz, pokręcisz
się, podrinkujesz, pogadasz z tym i owym, ale raczej tylko z tym, kogo znasz, podrinkujesz
znów ewentualnie, wychodzisz. Rutyna, nic takiego. Impreza szybko odchodzi w
niepamięć. Ot jedna z wielu.
Tę jedną, blogowigilijną wyróżniało to, że gadałeś z wszystkimi,
do których zdołałeś podejść. Swobodnie, naturalnie, serdecznie. Gigantyczna
dawka pozytywnej energii. Nie tylko w kubeczkach z Grantsem!
Ba, rozmawiałam nawet z Dżejsonem, choć go nie znam. Ot,
człowiek podchodzi i zagaja:
- Ty, czekam już cztery dni na tę Twoją książkę.
- Na tę z przedsprzedaży, co ma być 15 stycznia?
- No dokładnie. Nie sądzisz, że już się naczekałam?
Ogólne śmiechy. Ludzie poczuli grubą ironię.
Mówię potem, że copy fajne i ta Iwonka tak do mnie z
rozwianym włosem i cycem. Dżejson na to, że Iwonka z jego brand new sklepu
dokładnie ma taki rozwiany cyc i włos. I że dobrze mi się kojarzy.
Tu tłumaczę o cycu Iwonki. Fot. Małgosia Dawid-Mróz |
A Viren opowiadał o ciasteczkach! Doskonale je sobie
zwizualizowałam, choć nie zdążyłam spróbować. Jako żywię, pragnę przepisu!
Lepszej zabawy nie można sobie wyobrazić! Chcemy
blogowielkanoc!